czwartek, 27 lutego 2014

Po kręceniu drugiej części

Druga część Insygnii Śmierci kręcenie sceny w Malfoy Manor (nie muszę tłumaczyć jak to wyglądało). Koniec na dzisiaj, każdy w końcu chciał do domu, a mi szczególnie na spotkaniu z moim ukochanym. Nie wiem czy wiecie, ale ja i Tom niedługo będziemy małżeństwem.
Felton zabrał mnie na kolację, nie powiem bardzo romantyczną, uklęknął przede mną. Nie
miałam pojęcia co zamierza. Nagle wyjął pudełeczko (byliśmy już wtedy zaręczeni),w którym znajdowały się kluczyki i spytał:
-Emmo, kochanie czy zechcesz się do mnie przeprowadzić?
Uklęknęłam przy nim i powiedziałam TAK.
Zjedliśmy, zapłaciliśmy i skierowaliśmy się do naszych samochodów.
-Mała, czy ty naprawdę chcesz jechać sama? Przecież ja mogę z tobą pojechać, mi to różnicy nie robi.
-Pojadę sama, wezmę jeszcze moje rzeczy.
Po godzinie byłam przed willą swojego narzeczonego, wyjęłam komórkę i zadzwoniłam.
-Tom, jestem pod bramą. Otworzysz mi?
Po chwili brama otwierała się. Wjechałam na posesje i po chwili byłam już w środku z torbą na ramieniu.
-Tom gdzie jest mój pokój? - zapytałam stawiając bagaż na ziemi .
-Jesteśmy razem i ty myślisz, że dam Ci spać gdzie indziej niż w moim pokoju?
Wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni.
-Co ty robisz wariacie?! Jestem za ciężka, puść mnie.
-Jak sobie pani życzy - upuścił mnie na łóżko
-Przez to co zrobiłeś musisz mi to jakoś wynagrodzić-uśmiechnęłam się Watson.
-I już chyba wiem nawet jak - zaczęliśmy się całować coraz namiętniej, zachłanniej. Ubrania lądowały w różnych częściach pokoju
Stało się to co zwykle u zakochanych osób.
Zmiana narratora
Przy kręceniu sceny z łamaniem czarnej różdżki stało się coś niepokojącego. Gdy Daniel miał ją złamać Emma zasłabła i upadłaby gdyby nie silne ręce Ruperta, który stał najbliżej dziewczyny.Wstrzymano pracę kamer i zadzwoniono po pogotowie.
Do szpitala z Emmą pojechał Tom, który nie mógł jej zostawić samej. Po jakimś czasie do szpitala przyjechała najlepsza przyjaciółka aktorki, Bonnie.
-Hej, przyniosłam ci kawę - podała ją chłopakowi - wiadomo już co z nią?
-Nie, niestety jeszcze nie.
Po pół godziny do aktorów wyszedł lekarz.
-Witam nazywam się Max Johanson. Czy jest tu może ktoś z rodziny panny Watson?
-Tak, jestem jej narzeczonym. Co się stało panie doktorze? Wiadomo na co jest chora? - spytał zaniepokojony Tom.
-Nic poważnego, nie uznał bym to za chorobę - lekarz się uśmiechnął.
-Może pan dokładniej? Chciałbym ją stąd zabrać zanim przyjedzie prasa.
-Ależ oczywiście może pan liczyć na dyskrecje z naszej strony. Więc, tak panna Whatson
jest w ciąży. W jej stanie mogą się zdarzać omdlenia czy poranne mdłości. Gratuluję.
-Dziękuję panu, zabieram ją już. Do widzenia. - lekarz od nich odszedł z pewnością po
pacjętkę.
-Tom ja już idę. Nie będę wam przeszkadzać, cieszcie się tą chwilą. - Bonnie wyszła ze szpitala
Gdy przyszłe państwo Felton siedziało w samochodzie i jechali w stronę domu pierwsza odezwała się kobieta.
-Kochanie powiedz mi czy coś się stało? Jestem chora albo co? - zaniepokoiła się aktorka.
-To raczej nie choroba - uśmiechnął się i przyłożył rękę do jej brzucha.
-Tom ty chyba mi nie chcesz powiedzieć, że...że zostaniemy rro...rrodzi...rodzicami?
Chłopak tylko przytaknął i uśmiechnął się szeroko.
SZEŚĆ MIESIĘCY PÓŹNIEJ - PREMIERA HARRY POTTER I INSYGNIA ŚMIERCI CZĘŚĆ II
Tom i Emma pobrali się cztery miesiące przed premierą dlatego, że chcieli być rodziną, gdy urodzi się maleństwo.



Na premierze aktorka była ubrana w białą sukienkę z wzorkami na górze i dole, na ramiączka do kostek

W tym okresie mówiono się tylko o trzech rzeczach:
1.Ślub Emmy Watson i Toma Feltona
2.Premiera Harry Potter i Insygnia Śmierci część II
3.Ciąża Emmy Watson

KILKA LAT PÓŹNIEJ
Emma po urodzeniu się Lily odeszła ze świata showbiznesu. Od czasu do czasu
dawała jakieś wywiady. W między czasie zaszała w drugą i ostatnią ciążę. Tym razem urodziła chłopca Alec'a. Napisała swoją biografię i otworzyła małą ksiągarnię.

Mówi się, że życie nigdy nie kończy się Heppy End'em, a w życiu Emmy właśnie się tak stało. Ma wspaniałego męża, dwójkę niesamowitych dzieci. Jej marzenia się spełniły.
Wasze też się mogą wypełnić, jeśli tego chcecie.

piątek, 21 lutego 2014

Miłość pokona zło cz.3

 No, wreszcie się zebrałam i napisałam kolejną część. Wiem, że dużo czasu mi to zajęło, ale wcześniej nie miałam głowy do tego. Mam nadzieję, że wam się spodoba, bo ta część wyszła dokładnie tak jak chciałam.
Nie będzie mnie do końca lutego, bo wyjeżdżam, ale postaram się coś napisać, żebyście mieli do czytania po feriach.
___________________

Był dziś 30 kwietnia. Zostały tylko dwa dni to wojny. Ron i Harry jeszcze nie wrócili, dlatego większość była zestresowana. W Hogwarcie potajemnie przygotowywano się, a młodsi uczniowie zostali wysłani do domów.

Hermiona właśnie siedziała przed kominkiem w Norze i powtarzała sobie wszystkie zaklęcia. Bała się, że zapomni zaklęć i trafi w nią śmiercionośne zaklęcie. Gdy tak czytała, książkę, poczuła jak ktoś łapie ją za biodra i podnosi do góry. Nim się obejrzała była niesiona przez Draco, prosto na dwór.
-Draco, puść mnie!
Chłopak jednak nic sobie z jej krzyków nie robił i zmierzał w stronę małej rzeczki. Gdy dziewczyna zrozumiała co chce zrobić, zaczęła znów krzyczeć.
-Malfoy, masz mnie natychmiast puścić! Jak będę na ziemi to... Aaaa!
Nie zdążyła dokończyć, ponieważ Draco puścił ją prosto do zimnej rzeczki.
-Dlaczego to zrobiłeś!?
-Powiedziałaś, żebym cię puścił, a tak po za tym, to dlatego, że za bardzo się martwisz. - powiedział z cwanym uśmieszkiem.
-Jest o co się martwić.
-Wygramy. Oni się nawet nie spodziewają, że wiemy.
-Dobra, pomóż mi wyjść.
Chłopak wyciągnął do niej rękę, a gdy ona ją złapała, pociągnęła go mocno, sprawiając, że wpadł do rzeczki
-Osz ty! - krzyknął oburzony i rzucił się na nią, przygniatając ją ciałem.
Oboje zaśmiali się, jednak gdy ich oczy spotkały się, śmiech ustał. Patrzyli na siebie, nie wiedząc co zrobić. Ich twarze dzieliły centymetry. 10.... 5.... 2....1..... Usłyszeli huk otwieranych drzwi i już po chwili obok nich pojawił się Ron. Jego twarz była tak bardzo czerwona, że niemal zlewała się z rudymi włosami. Tak właściwie co on tu robił? Zobaczył ich w tej pozycji i powiedział donośnie:
-Hermiona, moja mama cię woła.
Po czym wściekły odszedł. Oni powoli wstawali, starając się na siebie nie patrzeć. Rozeszli się w ciszy, a gdy Hermiona weszła do pokoju, który dzieliła z Ginny, rzuciła się na swoje łóżko.
-Co to miało być? - szepnęła sama do siebie.
Nie rozumiała, jak mogła dopuścić do takiej sytuacji. Fakt, nic się nie stało, ale gdyby Ron nie przyszedł do nich, pewnie by ją pocałował. A ona przecież, nie należy do osób, które całują się z kim popadnie. W końcu nic do niego nie czuła, prawda? Prawda?
W tym samym czasie w pokoju Dracona, chłopak przeżywał podobne rozterki, z tą różnicą, że on wcale nie żałowałby, gdyby się pocałowali. Ale ten kretyn Weasley zawsze musi coś popsuć! Draco był wściekły na rudowłosego, ponieważ w tamtym momencie nie zależało mu na niczym więcej, niż na posmakowaniu ust brązowookiej. Sam nie wiedział dlaczego, ale wiedział, że ta dziewczyna z każdym dniem staje się dla niego coraz ważniejsza. Nie przyznałby się do tego przed innymi. W końcu był Malfoy'em. Przeklął w myślach. Nie jest dobrze, że jestem Malfoy'em! To przez to nazwisko i cholerną rodzinę, mam takie problemy! Warczał tak w myślach, dopóki nie usłyszał wołania na kolację. Okazało się, że minęły już 2 godziny, od powrotu z dworu. Chłopak ruszył i chciał już wyjść, gdy poczuł, że jego ubrania wciąż są mokre. Wysuszył je różdżką, po czym zszedł na kolację.
***
Następnego dnia, wszyscy wstali wcześnie rano i zaczęli się przygotowywać do wyjazdu do Hogwartu. Mieli tam czekać na bitwę, aby być bliżej i szybciej móc walczyć. Draco i Hermiona wciąż nie odzywali się do siebie słowem, odrobinę zawstydzeni tamtą chwilą. Jednak co jakiś czas rzucali sobie ukradkowe spojrzenia, a gdy spotykały się, szybko odwracali wzrok. Wieczorem, wszyscy w nerwowej atmosferze znaleźli się w Hogwarcie. Trwały już tam przygotowania. Wszystko działo się w tajemnicy, ponieważ gdyby dowiedzieli się pilnujący zamku Śmierciożercy, kto wie co by się stało.
W końcu nadeszła wyczekiwana i przerażająca chwila. Harry Potter ujawnił się, co sprawiło, że Snape uciekł z zamku pokonany przez profesor McGonagall. Nauczyciele zaczęli rzucać zaklęcia ''Protego Maxima. Fianto Duri. Repello Inimicum.''. Opiekunka Gryffindoru rzuciła zaklęcie Piertorium Locomotor. Wszyscy uczniowie, członkowie Zakonu Feniksa i inni walczący rozproszyli się po całym zamku, aby go bronić. Hermiona chciała iść razem z Ronem i Harrym aby znaleźć jeden z ostatnich horkruksów. 
-Nie Hermiono, damy sobie radę. Ty musisz walczyć. Znasz wiele zaklęć i możesz się przydać.
-Harry, ja muszę z wami iść. Przecież wy nawet nie wiecie gdzie macie szukać.
-Ty też nie wiesz. Zostań tutaj i walcz. Damy radę.
Przyjaciele Hermiony pobiegli w kierunku wieży Ravenclawu, gdzie jak myśleli może być diadem Roveny Ravenclaw. Dziewczyna spojrzała na nich i pobiegła przed zamek. Obserwowała jak Śmierciożercy rzucają zaklęcia na Hogwart. Te jednak nie docierały do nich, odbijając się od niewidzialnej tarczy. Nagle w ochraniającą ich bańkę uderzyło zaklęcie potężnej mocy. Z nieba zaczęły spadać kawałki palącej się tarczy. Bitwa się rozpoczęła. Do zamku zaczęli wlatywać Śmierciożercy. Z innych stron pojawiały się olbrzymy, wielkie pająki i inni sprzymierzeńcy Voldemorta. Hermiona odbiła zaklęcie jakiegoś poplecznika Czarnego Pana i zaczęła z nim walczyć. Rzuciła się w wir walki chroniąc swoich znajomych i mając nadzieję na lepsze jutro. Nie zabijała, bo nie potrafiła. Sprawiała, że przeciwnicy nie byli zdolni do ruchu, tracili wzrok. Nagle z tyłu usłyszała śmiercionośne zaklęcie. Ledwo odwróciła się i musiała rzucić się prawo, aby nie umrzeć. Wstała szybko i zaczęła walczyć. 
-Expeliarmus!
-Protego! Crucio!
Uchyliła się i krzyknęła:
-Drętwota!  - nie udało się.
-Avada Kedavra! - znów uciekła w bok, a kątem oka zobaczyła jak zaklęcie trafia w Parvati Patil. Była wściekła, dlatego nie myśląc więcej rzuciła w stronę Śmierciożercy dwa zabijające słowa:
-Avada Kedavra!
Gdy wypowiedziała zaklęcie z jej różdżki wyleciał snop zielonego światła. Po chwili przeciwnik padł na ziemię, ugodzony owym światłem prosto w serce. Hermiona spojrzała na swoje ręce i pomyślała Zabiłam, jestem morderczynią...
Nie kontaktowała z rzeczywistością wciąż powtarzając słowo ''Zabiłam...''. Po chwili usłyszała męski głos, który poznałaby wszędzie:
-Uważaj!
I straciła przytomność...

wtorek, 18 lutego 2014

Ostatnie pożegnanie...

 Witam z nową miniaturką. Mam nadzieję, że się wam spodoba.
Trochę smutna i krótka, ale nie miałam siły tego ciągnąć, bo się tak, tyci tyci, wzruszyłam. Zawsze lubiłam bliźniaków i ponieważ nie widziałam jeszcze miniaturki o Weasley'ach po śmierci Freda, postanowiłam ją napisać.
__________________________

Ginny miała dość. Codziennie od wojny musiała patrzeć na smutne twarze swojej rodziny. Bolało ją to, że już nigdy nie będzie tak samo. Po śmierci Freda wszyscy zamknęli się w sobie. Ginn również cierpiała po jego stracie. Pamiętała o nim, mimo prób wrócenia do normalności. Prosiła mamę, Rona, Georga, wszystkich, aby się od niej nie odsuwali. Jednak to nie działało. Byli pogrążeni w żałobie, niezdolni do śmiechu. Podobnie było w całym świecie czarodziei. Wszyscy przechodzili przez żałobę, po śmierci najbliższych. Jednak z każdym dniem świat czarodziei wstawał na nogi. Ludzie uśmiechali się, otwierali nowe sklepy, zakładali rodziny. Próbowali stworzyć nowy, lepszy i radośniejszy świat.
Życie rudowłosej było rutyną. Wstawała, szła na śniadanie, próbowała porozmawiać z rodziną, wracała do siebie załamana, wychodziła na obiad i kolację, kładła się spać. Tego dnia, po prostu miała dość. Wstała szybko i ubrała się w najbardziej kolorowe i radosne ubrania jakie miała. Wiedziała, że Fred wolałby to niż ciągłe załamywanie się. Dlatego jej usta wygięły się w uśmiechu i radosnym krokiem zeszła na dół. W jadalni powitał ją przytłaczający smutek i pustka. Nikt się nie uśmiechał. Spojrzeli na nią z bólem. Jednak Gin się nie zgięła. Ruszyła pomóc mamie, posyłając jej miły uśmiech. Wszystko co dziś robiła wydawało się być wypełnione życzliwością, dobrocią i radością. Jednak nikt nie zwracał na to uwagi. Twarze Weasley'ów były smutne, a oczy patrzyły na wszystko z obojętnością, pustką. Tego dnia po śniadaniu Ginny nie zaszyła się w pokoju, mając dość rodziny, tylko wyszła z domu. Ruszyła do ulubionego miejsca Freda. Było to przekrzywione drzewo. Jego gruba gałąź rosła nad ciepłą rzeką. Zawsze w wakacje rodzeństwo bawiło się tutaj. Ginny spojrzała na wszystko, a jej oczy zaszły łzami. Wiedziała, że musi w końcu pozbyć się tego brzemienia, dlatego rozpłakała się.
-Fred, tak bardzo mi ciebie brakuje. Dlaczego odszedłeś?
Płakała, jednak gdy wykorzystała wszystkie łzy, przemyła twarz wodą z rzeki.
-Dam radę. Muszę.
Wstała i odeszła trochę w stronę Nory. Po paru krokach, odwróciła się jednak i spojrzała na drzewo.
-Żegnaj Fred. Kocham Cię.-wyszeptała i ruszyła do domu.
Postanowiła od dziś, cieszyć się z każdej drobnostki, jak chociażby promienia słońca, czy śpiew ptaków. Postanowiła naprawić rodzinę. Zacznie od wyrzucenia, po kryjomu wszystkich czarnych i szarych ubrań rodziny. Jak postanowiła tak zrobiła i następnego dnia, wszyscy domownicy, wyszli z pokoi w kolorowych ubraniach. Na twarzy mieli ból, jakby to kolory go sprawiały. Gdy weszli do kuchni, od razu poczuli zapach jedzenia. Zaskoczeni rozejrzeli się i zobaczyli na długim stole, mnóstwo jedzenia. Z kuchni wyszła właśnie Ginny. W ręku miała talerz z goframi. Położyła go na blacie i wskazała rodzinie dłonią, aby usiedli, a potem radosnym głosem powiedziała:
-Smacznego wszystkim!
Rodzina odpowiedziała cichymi słowami ''Dziękujemy''. Rudowłosa latorośl Weasley'ów wiedziała, że nie będzie łatwo. Mimo to nie poddawała się.
Przez cały tydzień pracowała nad rodziną. Dawało to efekty, bo domownicy, rozmawiali głośniej i częściej. Na ich twarzach, czasem pojawiał się uśmiech. W końcu dziewczyna postanowiła zrobić ostatni krok w kierunku normalnego życia. Po obiedzie, zawołała wszystkich mieszkańców Nory. Gdy byli już wszyscy, zaczęła mówić.
-Mam zamiar was gdzieś zabrać. Pragnę wam pokazać coś naprawdę ważnego. Nie chcę, abyście cały czas nękali się śmiercią Freda.
Złapała za rękę Molly i Artura, a oni resztę. Skupiła się i po chwili poczuła dziwne uczucie, przeciskania przez rurę. Otworzyła oczy i zobaczyła bramę. Była to brama czarodziejskiego cmentarzu. Reszta rodziny ze zdziwieniem rozglądała się. Po chwili rozpoznali gdzie są. To cmentarz na którym pochowano rudowłosego bliźniaka. Spoglądali na siebie z bólem.
Ginny wyszła na przód i obróciła się do nich. Wyciągnęła rękę w ich stronę.
-Chodźcie w końcu trzeba to zrobić. Czas się pożegnać.  - czekała, aż ktoś poda jej dłoń.
W końcu zrobił to George. Chwilę później dołączyła się Molly, aż wreszcie cała rodzina. Ruszyli w głąb cmentarzu. Parę minut później stali przed czarnym, marmurowym grobem. W oczach Molly zalśniły łzy. Jej mąż ją przytulił i oparł policzek o jej głowę. Ginny w myślach prosiła, aby się udało. Czekała, aż wszyscy oswoją się wreszcie z myślą, że Fred nie żyje. Przytuliła swojego brata Georga i wyszeptała mu do ucha
-Dasz radę...
Uścisnęła go i odsunęła się. Spojrzał na nią i podszedł bliżej do grobu.
-Cześć Fred. Brakuje nam ciebie, tak bardzo nam ciebie brakuje... Ginny mi coś uświadomiła. Nie odejdziesz od nas, mimo, że zaczniemy normalnie żyć. Trzeba się pożegnać. Trzymaj się Fred...
Molly wybuchła płaczem, a po twarzy Georga spłynęła samotna łza. Wszyscy Weasley'owie pożegnali się i ruszyli do bram cmentarzu. Gdy znaleźli się przed nimi, Gin ponownie złapała rodziców za ręce, którzy zrobili to samo z resztą. Uśmiechnęła się pocieszająco i powiedziała:
-Damy radę. Musimy.
Teleportowali się do Nory, by zacząć na nowo żyć.

piątek, 14 lutego 2014

Zapomniane walentynki?

 Walentynki! Osobiście nie lubię tego święta, bo kochać trzeba cały czas, a nie tylko jednego dnia, ale większość z was pewnie je uwielbia. Napisałam Percabeth, bo dawno nie było :)
Wesołych Walentynek! <3
_________________

Annabeth od paru dni czuła, że Percy coś przed nią ukrywa. Mieszkali w końcu razem i zdążyła zauważyć jego nerwowe zachowanie i potajemne wymykanie się z domu. Chodzili ze sobą już od 2 lat, a od tygodnia, miała wrażenie, że Percy ją zdradza. Nie chciała jednak w to wierzyć, dlatego postanowiła na razie się tym nie przejmować. Jeśli za parę dni nic się nie zmieni będzie zmuszona coś zrobić.
Przygotowywała właśnie obiad, gdy do mieszkania, wpadł jej chłopak. Wyglądał na zgrzanego, jakby biegł.
-Co się stało? - spytała podejrzliwie
-Nic, po prostu chciałem być szybko w domu - powiedział i pocałował ją w policzek
Gdy skończyła gotować, nakryła do stołu i razem z Percy'm zaczęli jeść. Zaraz po obiedzie, Percy znów wyszedł tłumacząc się nawałem pracy. Gdy tylko drzwi się zamknęły z cichym trzaskiem, Annabeth westchnęła i oparła brodę o rękę. Wpatrywała się w ścianę, dopóki nie poczuła piasku pod oczami. Postanowiła położyć się spać. Gdy leżała już na łóżku szybko zasnęła.
Rano obudziła się wyspana. Obok niej pochrapywał słodko Percy. Uśmiechnęła się lekko i przeczesała jego niesforne włosy. Wstała i wyjrzała za okno. Przed nią rozpościerał się widok na Manhattan. Całe miasto pokryte było białym puchem. Uwielbiała zimę. Wszystko wydawało sie jej wtedy bardziej magiczne, piękniejsze. Postanowiła wybrać się dziś na zakupy. Ubrała się w czarne rurki, zielony sweter dłuższy z tyłu i koturny zimowe za kostkę. Włosy związała w grubego warkocza i założyła kurtkę. Napisała Percy'iemu na karteczce gdzie się wybiera i wyszła, wcześniej zabierając szalik, rękawiczki i torebkę. Przemierzała ulice Nowego Yorku rozglądając się po wystawach. Wszędzie widać było różowe serduszka i małe amorki. Zbliżały się Walentynki.
Parę dni później, Percy jak zwykle wrócił wieczorem. Miała tego dość, jednak dziś nie miała siły na kłócenie się z nim. Postanowiła porozmawiać z nim jutro. Gdy wstała, zobaczyła zamiast Percy'iego po drugiej stronie łóżka, czerwoną karteczkę, na poduszce.
Niedługo wrócę.
Napisał tylko tyle, przez co Annabeth bardzo się zdenerwowała. Nie wyjaśnił nawet gdzie idzie. Gdy wróci, da mu do zrozumienia, że ma dość.
Chłopak wrócił około 16. Gdy wszedł do mieszkania, w salonie czekała na niego blondwłosa. Miała poważną minę, ale z oczu tryskała wściekłość.
-Nie długo wrócisz, tak? Jest 16, a ty wyszedłeś wcześnie.
Mówiła spokojnie, ale Percy wyczuł, że jest to bardzo niebezpieczny spokój.
-Kochanie miałem coś w pracy. Bardzo ważne i dlatego mnie wezwali. - powiedział z lekkim zająknięciem
-Od dwóch miesięcy masz tyle roboty w pracy? Przecież ty pracujesz jako swój własny szef! - ciskała piorunami
-Ale nie mogłem nic zrobić.
-Zdradzasz mnie? To dlatego na twoich ubraniach czuję damskie perfumy?! - Annabeth była wściekła. Wreszcie wyznała to co od paru dni podejrzewała.
Percy powąchał koszulę i przeklął cicho. Cholerna dziewczyna!
-Annabeth to nie tak. Ja pracuję z kobietą i to dlatego!
-Och nie kłam już. Wyprowadzam się do taty. - powiedziała i ze łzami w oczach poszła do sypialni, gdzie zaczęła się pakować. Gdy skończyła w salonie wciąż stał Percy. Podszedł szybko do niej i zabrał torbę.
-Oddaj mi to!  - próbowała wyrwać swój bagaż z jego silnych rąk, ale nie udało się jej
-Nie! Dobra, miałem to zrobić kiedy indziej, gdzie indziej, ale niech będzie. - powiedział zrezygnowany
Ukląkł na jedno kolano, a z marynarki wyciągnął małe czerwone pudełeczko.
-Annabeth, uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie? - powiedział otwierając pudełko
W środku leżał piękny srebrny pierścionek z oczkiem koloru morskiego. Dziewczyna od razu znieruchomiała. Wściekłość zupełnie z niej wyparowała, a zastąpiło ją rozczulenie. Zatkała usta dłonią i rzuciła mu się na szyję.
-TAAK! Zgadzam się! Tak, tak, tak!
Pocałowali się namiętnie, a gdy skończyli Percy założył jej pierścionek.
-Byłoby piękniej, gdybyś nie zrobiła afery.
-Ja? Ja robiłam jakąś aferę? - spytała udając zaskoczenie
-No, a kto?
-Nie moja wina, że mój chłopak od 2 tygodni nie ma dla mnie czasu.
-Narzeczony. - przypomniał jej - To dlatego, że przygotowywałem wszystko na tą okazję i chciałem aby dzisiejsze walentynki były idealne. Thalia mi pomagała.
-Dziś są walentynki?
-Tak, a teraz idź się pięknie ubierz.
Zrobiła to co powiedział i po 30 minutach stała przed nim ubrana w biało-czarną sukienkę.
Percy pocałował ją lekko.
-Pięknie wyglądasz - zamruczał
-Dziękuję
Chłopak złapał ją za rękę i zaprowadził na dwór. Weszli do samochodu i po 20 minutach byli u celu. Okazało się, że Percy zaczął prowadzić ją na dach wieżowca. Gdy się tam znaleźli Annabeth od razu poczuła ciepło.
-Zaklęcie takie samo jak w obozie Herosów. - uśmiechnął się i zaprowadził ją do stojącego dalej stoliku. Przygotowana była tam kolacja.
-Pięknie. Postarałeś się - w nagrodę chłopak dostał buziaka
Spędzili razem wspaniały wieczór zakrapiany wykwintnym winem. Od tamtej pory Annabeth wspominała niesamowite oświadczyny i opowiadała to dzieciom. Od 25 lat pamiętała o każdych walentynkach.

Bogowie też mogą obejść walentynki

Walentynki 14 lutego postanowiłam uczcić, jak zwykła śmiertelniczka niczym zakochana kobieta. Wprawdzie byłam i jestem Boginią, Panią Podziemia, żoną Pana umarłych Hadesa.
Szczęście mi sprzyjało i mego męża nie było akurat w zamku.
Zaczęłam wycinać czarne serduszka oraz napis 14 LUTEGO WALENTYNKI.
Tak żeby było romantycznie. Po godzinie wszystko było gotowe, ozdoby i wystawna kolacja. Usłyszawszy huk zamykanych drzwi zapaliłam świeczki. Po chwili w salonie pojawił się Hades. Gdy otaksował pokój spojrzeniem, zauważyłam w jego oczach, że nie jest zadowolony.
-Persefono co to, do najciemniejszych otchłani Tartaru, ma być?-wrzasnął 
-Spokojnie - powiedziałam- w świecie ludzi jest taki obyczaj, Walentynki i ja po prostu chciałam zobaczyć, jak to jest poczuć się jak śmiertelniczka-zrobiłam błagalne oczka, na które mój jakże szanowny małżonek zawsze się nabierał -Proszę uczcijmy ten obrzęd.
-Och no dobrze, ale tylko ten raz. Przecież nie chcemy się do nich upodabniać.
Zasiedliśmy do posiłku wypiliśmy do tego wino o które specjalnie poprosiłam Dionizosa. Chciałam jedną butelkę, jednak on mi przysłał całą skrzynkę.Ale wróćmy na właściwy tor.
Pierwsze dwie butelki wypiliśmy przy stole a następne cztery już po przeniesieniu się na kanapę.
Odstawiliśmy kieliszki, zaczęliśmy się całować pragnąc swojego dotyku.
Sama nie wiem jak to się stało iż znaleźliśmy się w sypialni a dokładniej w łóżku.
Pozbywaliśmy się w szybkim tempie ubrań.Stało się to co miało się stać.Na końcu opadliśmy zmęczeni na poduszki i zasnęliśmy.
Następnego dnia obudziłam się dziwnie szczęśliwa i już po chwili wiedziałam dlaczego. Zawsze, gdy wstawałam, Hadesa nie było, ale dzisiaj jego ręka leżała na moich biodrach, a on sam był przytulony do moich pleców.

Przez następne trzy tygodnie nic ważnego się nie wydarzyło. Lecz nagle pewnego ranka obudziły mnie mdłości wyskoczyłam z łóżka i pobiegłam do łazienki.
Bez wiedzy mojego męża, który coraz rzadziej bywał w domu postanowiłam udać się do Asklepiosa ,żeby mnie zbadał, a gdy poprosiłam go, aby zachował to w tajemnicy, z własnej woli zarzekł się na Olimp.
Po wróceniu do domu usiadłam załamana na fotelu. Miałam podejrzenia, że jestem w ciąży, ale żeby być pewną użyliśmy urządzenia śmiertelnych nazywa się USG i to potwierdziło nasze przypuszczeniach. Jednak to nie niemożliwe. Hades sam przyznał, że po zesłaniu do podziemi nie może mieć potomstwa a jak wiem, on nigdy nie kłamie. W takiej pozie zastał mnie mój mąż, podszedł do mnie.
-Kochana powiesz mi co się stało, że jesteś taka...taka zaszokowana?- uklęknął przy mnie i złapał za rękę.
-Mówiłeś mi, że po zesłaniu tutaj nie możesz mieć dzieci. Mówiłeś prawdę? -spojrzałam mu w oczy.
-Tak, ale ja dalej nie rozumiem o co ci chodzi.
Opowiedziałam mu całą historię z dzisiejszego dnia. Nie powiem, wściekł się trochę, ale potem mu przeszło. Dałam mu kartkę i pokazałam mały punkcik na niej.
-Spójrz to jest nasze dziecko-chwile to potrwało zanim do niego dotarło, że zostanie boskim rodzicem.
-Ale kochana ja nie wiem jak to się stało. Jutro pójdziemy na Olimp i spróbujemy to wyjaśnić - pokiwałam głową. Chciałam już iść, ale zatrzymał mnie gestem ręki.
-Jeszcze jedno. Zabraniam, powtarzam ZABRANIAM ci chodzić w tych sukniach z gorsetami.
-Ale ja nie mam innych ubrań, a nago chodzić nie będę-powiedziałam
-Nie powiem ta druga opcja mi pasuje, ale masz rację.
Pstrykną palcami i w jego rękach pojawiły się trzy rzeczy:

1.Dresy.
2.Luźna czarna koszulka
3.Czarna sukienka do kostek, która w żadnym miejscu nie była opięta.

-Persefono to są ubrania ludzi-ostatnie słowa powiedział z odrazą-Ale masz je nosić.
Przytaknęłam tylko i poszliśmy do sypialni spać.

Następnego dnia obudziłam się dość wcześnie. Założyłam sukienkę, bo wiedziałam, że po południu idziemy na Olimp
Gdy wrócił przyszły tatuś poszliśmy do siedziby Bogów. Chyba mieli jakąś naradę, bo było słychać rozmowy.
Ale on nic sobie z tego nie zrobił.
Przed wejściem kazał mi dać zdjęcie. Otworzył wrota.
Po naszym ,,wtargnięciu'' pierwszy odezwał się mój ojciec Zeus.
-Hadesie co ty tutaj robisz? Nie często tu przychodzisz.
-Wierz mi, gdybym nie musiał nie widziałbyś mnie tu-warknął
-Więc co się stało? - odezwał się Posejdon.
-To- pokazał na mnie.
-Nie rozumiem. Chodzi o moją córkę? Wyrażaj się jasno-powiedziała Demeter
-Może ja to wyjaśnię, bo jak widać Hades jest wściekły.
Bogowie tylko przytaknęli na moją propozycję.
-Wczoraj dowiedziałam się, że jestem w stanie błogosławionym.
Na twarzach olimpijczyków malowało się zdziwienie, a u niektórych też i odraza.
-A przecież wiadomo że on- pokazałam na męża-nie może mieć dzieci-dokończyłam swoją wypowiedź.
-Niestety my też nie wiemy jak to się mogło stać-odpowiedział mój ojciec.
-Chyba, że...-odezwała się bogini mądrości-...ktoś przy tym namieszał.
Skierowała swój wzrok na Afrodytę i Herę.
-Czy macie z tym coś wspólnego?-zagrzmiał Zeus.
-Kochany, nie denerwuj się. Tak to nasza sprawa-powiedziała Hera
-Dlaczego to zrobiłyście?-zapytałam
-Dla ciebie Koro, dla ciebie- odpowiedziała Afrodyta.
-Ale przecież ja nigdy nie myślałam ani nie mówiłam, że chcę mieć dziecko.
-Nie pamiętasz tego, ale my tak. Jak byłaś mała chciałaś tego, a my ci to teraz umożliwiłyśmy.
-Ale nie powinnyście tego robić bez naszej wiedzy.
-Pamiętaj, że u nas dzieci są w łonie matki rok, a nie dziewięć miesięcy jak u śmiertelników.
Pożegnawszy się wzięłam Hadesa za rękę, wróciliśmy do domu.
Zmieniło się kilka rzeczy od tego czasu:
1.Hades spędzał ze mną każdą wolną chwilę. 2.Spełniał wszystkie moje zachcianki.

Dokładnie w następne walentynki przyszłaś na świat ty Koro.


        KONIEC


czwartek, 13 lutego 2014

Wspomnienia bolą...

 Zgłosiłam tą miniaturkę, do konkursu na http://stowarzyszenie-dhl.blogspot.com/
Mam nadzieję, że wam się spodoba :) Trochę krótka, ale no cóż.
_______________________________

''Przez łączkę biegnie dziewczynka. Jej brązowe włosy rozwiewa wiatr. Usta układają się w szczerym uśmiechu. Za nią biegnie blond-włosy chłopiec. Próbuje ją dogonić. Śmieją się radośnie. Promienie słońca padają na ich rumiane dziecięce twarze. Po chwili dobiegają do drzewa. Chłopiec wreszcie jest przy niej. Wyjmuje z kieszeni scyzoryk i przykłada do drewna, wyrzeźbiając napis: ''H+D=Forever Friends''. Kończy i przytula brązowowłosą. Całuje ją lekko w policzek i mówi
-Forever''
Ich przyjaźń. Była prawdziwa, tak jak tylko być może.
''Biblioteka. Przy stoliku w kącie siedzi dziewczynka. Jej brązowe loki opadają na twarz pochyloną w skupieniu. Jej dłoń co chwilę zanurza pióro w kałamażu. Pisze, najprawdopodobniej wypracowanie. Policzki ma zaróżowione. Po chwili nad nią staje jakiś chłopak. Dziewczyna podnosi głowę. Rozpoznaje go i posyła uśmiech.
-Hej Draco.
-Cześć. Musisz teraz to pisać?
-Tak, nie chcę mieć później tego zajęcia.
-Ale niedługo święta. Chodź na błonia. - chłopiec był nieugięty
-Draco, to że niedługo święta nic nie znaczy. Nadal będziemy mieć 11 lat i nadal będziemy mogli się pobawić w święta.
-No chodź, uparciuchu.
Zaczął pakować jej książki, a dziewczynka wiedząc, że nic nie wskura postanowiła się mu poddać.
Po chwili byli już na błoniach obsypanych śniegiem. Wszystko było tak piękne, że brązowowłosa zapatrzyła się na padające płatki puchu. Nagle poczuła jak ktoś uderza w nią śnieżką. Rozejrzała się i zobaczyła blondwłosego chłopca rzucającego jeszcze raz. Schyla się i robi kulkę. Rzuca w niego. Śmieje się widząc jego czerwoną twarz, po tym jak w nią dostał. On nie traci czasu i dziewczynka również dostaje w twarz. Śmieją się oboje. Spędzili cały dzień na budowaniu bałwana. ''
Pochyla się nad ziemią. Z jej oczu kapią łzy. Wspomnienia bolą.
''-Nie chcę z tobą rozmawiać!
-Hermiona! Mama zaraz przyjedzie po nas!
12 letni chłopiec podbiega do niej i przytula. Dziewczynka szarpie się, ale w końcu uspokaja. Zaczyna łkać.
-Dlaczego oni? Zostawili mnie samą...
-Nie wiem dlaczego, ale nie jesteś sama. Masz mnie, moją mamę, Harrego, Rona. Twoi rodzice nie chcieliby, żebyś się załamywała.
-Przepraszam, ale to tak boli''
Kolejna łza. Kolejne wspomnienie.
''-Draco nie podjadaj! Ty też Hermiona!
-Oj mamo. Jest jeszcze dużo jedzenia, goście taty dadzą radę bez babeczek - chłopiec przybrał minę niewiniątka
-Dobrze, weźcie sobie po jednej i na dwór.
Dzieci posłuchały się i wyszły. Postanowiły pójść nad rzeczkę. Zajadając się babeczkami wkońcu tam dotarli. Od razu wskoczyli do rzeki. Zaczęli się chlapać i pływać. Śmiali się głośno, płosząc ptaki.
-Draco, przestań! Proszę-ę przestaaań! - dziewczynka śmiała się próbując uciec przed chlapaniem. W końcu wyszła z wody i położyła się na trawie. Po chwili koło niej opadł zmęczony chłopiec. Zaśmiali się, widząc swoje przemoczone głowy.''
To była jedna z ich ostatnich wspólnych chwil. Później rozpętało się piekło. Draco namówił swoją mamę na zakupy w mugolskim świecie. Pech chciał, że akurat wtedy odbył się zamach. Narcyza, próbowała się teleportować, ale nie zdążyła. Dzieci rozdzieliły się, przez tłum ludzi. Hermiona schowała się w kącie. Po wszystkim, ktoś ją znalazł. Nie pamiętała kto. Spytał o rodziców, odpowiedziała, że nie ma. Dlatego zadzwoniono do Lucjusza. Okazało się, że ani Draco, ani Narcyza nie przeżyli.
A teraz dziewczyna siedziała, pod drzwem na którym wyryte były jej i Dracona inicjały. Płakała. Minęły 3 tygodnie od ich śmierci. Nadal miała 12 lat, nadal były wakacje, nadal była brązowowłosą dziewczyną. Jednak jej charakter się zmienił. Zamknęła się w sobie i nie chciała z nikim rozmawiać.
Tak skończyła się przyjaźń Dracona Malfoy'a i Hermiony Granger.

środa, 5 lutego 2014

Przysięga na Styks cz.2 - losy drugiego potomka

Miałam wstawić jutro ale po błaganiach mojej przyjaciółki wstawiam dzisiaj. To dla ciebie Weronika

____________________________________________________


Hades dowiedział się, że zostanie ponowny raz tatą.
Tak Persefona nie umiała kryć długo żadnej tajemnicy przed mężem.
Powiedziała obydwu panom.
Gdy usłyszeli dobrą nowinę cieszyli się jak małe dzieci z nowej zabawki.
Pani podziemia była w ten czas w trzecim miesiącu ciąży.
Ale przejdźmy dalej o jakieś dwa lata  w  przód.
Gdy rodzice małej ją ujrzeli była to istna kopia matki więc dali jej na imię Kora.
(Ach te sentymenty do dawnego życia Persefony)
Hades siedział na swoim ulubionym fotelu i czytał książkę, podeszła do niego mała
dziewczynka i szturchnęła tatę w kolano. Zobaczył swoją córkę i zapytał.
-Koro, kochanie co chciałaś od taty?- Wziął małą na kolana.
-Tatusu, bo ja cem cie psestlasyc cie tylko pamientay to na niby.(To wypowiedź dwuletniej dziewczynki)
Mała zeszła z kolan ojca i zmieniła się w to co on jak jest zły albo chcę kogoś wystraszyć.
Pan podziemi udawał przestraszonego, ale na prawdę był zdziwiony tym, że jego córka umie tą sztuczkę w tak młodym, jeszcze dziecięcym wieku. Swojego syna Nica, zaczął jej dopiero uczyć po tym jak stał się dorosły(Dla śmiertelników 21 rok życia)
Nic nie zrobił oprócz przerażonej miny i krzyku.
Kora zaczęła klaskać być brawo i śpiewać
-Psestlasylam tate, psestlasylam tate!!!
Wrzaski małej usłyszała Persefona.
-Kochanie powiesz mamusi co się stało
-Ćo ty mamusiu nie słysałas jak ksyczalam?.-Uśmiechnęła się chytrze-Psestlasyłam tate.
Zaklaskała i przytuliła się do swojej rodzicielki.
-A jak malutka.
Pogłaskała córkę po główce, ale ona nie chciała powiedzieć jak to zrobiła, a więc spojrzała na męża pytającym wzrokiem, on tylko wstał i po cichu zmienił się w ,,Potwora w ogniu''
Córka Demeter szerzej otworzyła oczy i popatrzyła z niedowierzaniem na córkę.
Hades wrócił do dawnej postaci podszedł do córki złapał ją od tyłu i zapytał
-Koro na co masz ochotę?
-Na zabawe z Celbelem w ogludku.
Jak mała chciała tak więc pan podziemia zawołał swojego wiernego psa, który dla wszystkich(oprócz Rodziny podziemi) był wcieleniem zła. Szczególnie dla małej Kory stawał się potulnym pieskiem do zabawy.

CZTERNAŚCIE LAT PÓŹNIEJ URODZINY KORY (16)

-Tato nie rozumiem, dlaczego muszę jechać do tego głupkowatego obozu dla herosów, skoro Nicko może mnie spokojnie nauczyć walki bronią i innymi rzeczami.-Tupnęła nogą niczym mała dziewczynka.
Zastanawiacie się pewnie jak wygląda.
Ma długie brązowe włosy lekko karbowane(od urodzenie ma takie po ojcu)
ubrana jest w bluzkę trochę poprzepalaną(wyniki zmiany w ,,Potwora''),
spodnie przylegające do ciała, bezrękawnik oraz buty na grubym obcasie z ćwiekami cały ubiór zachował się
w jednej tonacji czerń(Cecha też dziedziczona po ojcu choć matka ją namawiała do sukni ale ona po przygodzie z babcią [Opowieść na inny czas]nie chciała więcej słyszeć o sukniach)
Od paru dni panowała napięta atmosfera, ponieważ rodzice Kory chcą ją wysłać do obozu Herosów
(w tym roku będzie też tam Percy tyle, że on będzie miał piętnaście lat)
-Koro pojedziesz tam i to bez dyskusji-wrzasnął już naprawdę zdenerwowany zachowaniem swojej ,,Malutkiej Córeczki''
-Dobra, zgoda -Dziewczyna też była zła. Szczęście, że jej matka nie słyszała tej kłótni, bo ona nienawidzi kiedy oni się kłócą.
-Ale chcę dostać prezent-uśmiechnęła się, bo wiedziała, że na pewno dostanie to co chce. Zawsze dostawała to na co miała chęć, bo jak to powiedział Hades ,,Jesteś oczkiem w mojej głowie''
-Co tylko zechcesz,ale wiesz Koro, że ten obóz jest dla twojego dobra, bo twoja matka nie pozwala mi cię uczyć, a przez to, że jesteś moją córką musisz być dobrze wyszkolona.
-Chcę dostać małego Cerberka-a czegoż innego ona by chciała? Z wyglądu jest taka sama jak Persefona, ale w zachowaniu i innych cechach charakteru jest podobna do Hadesa
Pan Podziemi pstrykną palcami, a przy nogach dziewczyny pojawił się pies z trzema głowami Myślała, że to stary kompan jej dziecięcych zabaw ,ale myliła się. Po bliższym przyjrzeniu się psu zobaczyła, że jest nie czarny, ale brązowy.
-Dziękuję tato-rzuciła się mężczyźnie na szyję i wyściskała.
-Nie dziękuj mi, tylko się pakuj. Księżniczka Podziemi, pstryknęła palcem i wszystkie jej rzeczy były w jednej walizce, ale dużych rozmiarów rzecz jasna, walizka była czarna.
U śmiertelników była gdzieś druga w nocy, idealny czas na podróże cieniem Więc tak też zrobili.
Przed bramą prowadzącą do obozu byli po 10 minutach.
Weszli lecz nie odzywali się do siebie, ponieważ dziewczyna dalej była wściekła, że musiała tutaj zostać.
-Córko nie wściekaj się. Zabierasz swego psa, nic ci tu przecież krzywdy nie zrobi.
Byli przy drzwiach wielkiego domu i Pan Podziemi zapukał do drzwi(kultura)
Usłyszeli krzyki:
-Kto śmie przeszkadzać mi o tej godzinie-to był Pan.D
Otworzył drzwi i staną jak osłupiały
-Witaj Dionizosie. Oto moja córka, zostanie tu ma się nauczyć.
-Ale Hadesie w tym obozie nie ma twojego domku, bo ty nie masz pół boskich dzieci.
-No i dobrze że ich nie ma, bo ledwo znoszę Nico. - pierwszy raz od wejściu do obozu odezwała się nastolatka.
-A co do domu to nie problem proszę pokazać mi gdzie jest najmniej oświetlone miejsce w tym oboziku.
Pan D. pokazał ręką miejsce najbliższe  skałom.
-Dobrze.-Klasnęła w ręce i obok skał pojawił się wielki  czarny dom bez okien z wielkim żywopłotem o kolorze ciemnej zieleni.
-A teraz żegnam-odwróciła się na pięcie i skierowała w stronę dwu piętrowej rezydencji, której nie miał żaden z obozowiczów.
-A teraz Hadesie powiedz mi, chociaż jak ona ma na imię, w końcu muszę powiadomić jutro rano resztę obozowiczów.
-Jak już wiesz to jest moja córka Kora. A teraz muszę już iść. Żegnaj-i już go nie było.
Dionizos tylko pokiwał głową i wrócił do domu.
Kora obudziła się po szóstej, niechętnie wstała poszła do garderoby wybrała ulubione ciuchy, rzecz jasna czarne. Wyszła razem z psem, który nie chciał przestraszyć nikogo, ale został ze swoimi trzema głowami.
Poszła do pawilonu jadalnego usiadła przy stole przygotowanym dla niej w najciemniejszej części.
Na podest podszedł Chejron.
-Witajcie chciałem wam przedstawić nową obozowiczkę. oto Kora-wskazał ręką na miejsce w rogu pawilonu.

-A jakiego boga jest ona śmiertelną córką.-ktoś wrzasną
-Ona nie jest śmiertelniczką Claris-odpowiedział Chejron
-No to którego z Bogów jest ona córką-krzykną ktoś inny.
-Cisza!! Jest ona córką Hadesa.A teraz cisza i jedzcie.Z wizytą przyjdzie do nas Bogini Demeter.
Gdy Kora to usłyszała wstała i odeszła tak szybko jak mogła lecz jej się to nie udało.Bo przed nią stanęła we własnej osobie je szanowna pani Demeter.
-Witaj Koro dawno się nie widziałyśmy chodź tu do mnie-otworzyła ręce po to żeby przytulić dziewczynę.
Ale ona krzyknęła.
-Nie dotykaj mnie ty wiedźmo.-była bliska zmiany.
-Ale co ty robisz? Chcę tylko, żebyś przytuliła się do mnie i dlaczego jesteś w tych okropnych kolorach?-bogini urodzaju pstryknęła palcem.Gdy księżniczka podziemi spojrzała na siebie i odkryła że jest w różowej sukience.Nie wytrzymała i zmieniła się w to co w wieku dwóch lat i krzyknęła.
-Zostaw mnie w spokoju!
Nie uszło to uwadze Hadesowi, który odczuwa każdą przemianę córki. Wraz z żoną wyszedł na powierzchnię akurat w obozie, przy miejscu zdarzenia. Persefona podleciała do matki i zapytała 
-Coś ty jej zrobiła? Ona nigdy tak nie robi chyba, że się mocno wkurzy.
-Wielkie mi co. Zmieniłam jej tylko ubranie.
Hades podszedł do córki i dotkną jej, w mig się zmieniła. Jak zobaczył co ma na sobie jego mała księżniczka, odezwał się.
-Ja wiem dlaczego ona się zmieniła.-Pokazał żonie ubiór Kory.
-A wy co się tak się patrzycie? Wynocha.-Obozowicze jak na komendę poszli do swoich domków
Wszystko potoczyło się później łatwo.Treningi szły Korze łatwo.
Aż do osiemnastych urodzin dziewczyny.
Ta cieszyła się z powrotu do domu w obozie zaprzyjaźniła się z Bogiem który musiał przyjechać tu tak samo jak ona, bo musiał się nauczyć walki.(Percy'ego nienawidziła)

W dniu wyjazdu Martin poprosił Korę żeby została jego żoną na wieki  zgodziła się. Rzucając mu się na szyję.
Tydzień później odbyła się ceremonia, na której byli obecni tylko rodzice pary.
Czyli od strony panny młodej, Persefona i Hades 
a od pana młodego, Ares i Afrodyta
Przysięgli sobie bycie ze sobą na wieczność
Kilka lat później narodził się nowy pomniejszy Bóg.


Wszyscy żyli długo i szczęśliwie

niedziela, 2 lutego 2014

Z jaką parą ma powstać miniaturka w walentynki?

Żeby wam umilić walentynki postanowiłam zrobić walentynkową miniaturkę tylko musicie mi w tym pomóc.

Z jaką parą chcecie tą miniaturkę.

Napiszcie w komentarzach para może być z 


Percy'ego Jackson'a 


Igrzysk Śmierci

oraz  z 

Harry'ego Potter'a

Głosy oddajcie głosy w komentarzach.



                                                                                                        Persefona