wtorek, 16 września 2014

Historia Prawdziwa

Taki prezent na moje dzisiejsze urodziny :).
Zapraszam do czytania. Powiedzcie co sądzicie o nowej parze jaką stworzyłam.
____________________________
Od ponad tygodnia jestem nieustraszoną, a nie jakąś tam nowicjuszką z erudycji.Mogłam wybrać każdy zawód jaki chciałam. Wybrałam uczenie nowicjuszy z transferu. 
A tak po za tym nazywam się Evelin Sparks, chodź używam tylko imienia. Nazwisko przypomina mi o rodzicach i dawnej frakcji. 
Kilka słów o mnie. Jestem wysoką brunetką, mam jasną karnację, a na łopatkach mam wytatuowane skrzydła.



To tyle, przejdźmy do mojej historii.
Szłam ciemnym korytarzem, ale to nie nowość. Na samym początku trochę mnie one przerażały, ale tak chyba jest z każdym nowicjuszem.
Przechodziłam właśnie obok sal, w których trenowali z nami strach. Nie mogę się doczekać kiedy to ja będę wykonywać symulacje
Nagle usłyszałam coś za sobą. Wszystko stało się tak szybko, że nim mrugnęłam zostałam przyparta do ściany w pokoju do symulacji. Było ciemno, ledwo co widziałam, ale dostrzegłam zarys znajomej twarzy jednego z przywódców nieustraszonych, mojego dawnego instruktora oraz mojego obiekty westchnień w jednym.
-Eric, co ty.. - Nie byłam w stanie dokończyć zdania, ponieważ mnie pocałował. Nie wiedząc co mam zrobić, uczyniłam pierwszą rzecz jaka nasunęła mi się do głowy. Oddałam pocałunek. 
Całowaliśmy się dalej, a ja w międzyczasie oplotłam jego szyję rękoma. Zabrakło nam tchu, więc oderwaliśmy się od siebie, a on odezwał się.
-Widać, że nie jestem tobie obojętny. - Skinęłam lekko głową. - Ty mi też nie jesteś obojętna. - Przyznał trochę jakby ze strachem w głosie. Popchnęłam go lekko na fotel od symulacji, usiadłam mu na kolanach i pocałowałam namiętnie. 
Wiedziałam, że po tym dziwnym, moim zdaniem, wyznaniu sobie uczuć mogę pozwolić sobie na więcej. Z wyraźną niechęcią oderwał się ode mnie i spytał, trzymając mnie w ramionach.
-Zostaniesz moją dziewczyną? - Nie byłam pewna swojego głosu, więc przytaknęłam i znów go pocałowałam. 
Zeszłam z jego kolan.
-Do zobaczenia później. - Pomachałam lekko i wyszłam zostawiając go samego.

Ruszyłam do jamy w poszukiwaniu mojej przyjaciółki z erudycji ( przeniosłyśmy się razem). Nie była ona najlepsza w transferze, ale pięknie rysowała, więc wzięła etat jako tatuażystka.
Zauważyłam ją, więc podeszłam i stuknęłam ją w ramię.
-Hej Silvia. - Zmieniła imię z Syvilia, a Silvią została w kwaterze nieustraszonych, kiedy zmieniła imię.



-O, cześć Evelin, przyszłaś zrobić sobie kolejny tatuaż? - Zapytała mnie, zapraszając ręką na fotel.
-Przyszłam na rozmowę z tobą, ale przyznam szczerze, że teraz nabrałam ochoty na nową dziarę. - Uśmiechnęłam się do przyjaciółki.
-To gdzie chciałabyś mieć tatuaż? A może dodatkowo zrobię ci piercing? - Zapytała, pokazując tym razem kolczyki, które miała obok przyborów do tatuażu.
-Okej, ale później chciałabym z tobą pogadać na osobności. - Zielonowłosa przytaknęła - Więc, chciałabym kolczyk w wardze.



Po pięciu minutach tak jak chciałam, miałam kolczyk w ustach, Zastanawiałam się jak Eric zareaguje. Co prawda jesteśmy parą od niecałych piętnastu minut, ale mnie już zaczęło obchodzić jego zdanie.
-Evelin. Halo, słuchasz mnie w ogóle? - Zapytała trochę poddenerwowana Silvia.
-Och, przepraszam cię, zamyśliłam się. Tatuaż chciałabym na karku. Chodzi mi o jedną literkę. Dokładnie to klucz z sercem, a w nim literka E. Rozumiesz o co mi chodzi? - Zapytałam dla pewności.
-Aha. Wydaje mi się, że chodzi ci o to.


(Nie mogłam znaleźć takiego zdjęcia z tatuażem na karku więc wstawiam zdjęcie na nadgarstku. Z literką E na środku)

-Tak dokładnie o to. - Uśmiechnęłam się i położyłam się na brzuchu, wcześniej robiąc z włosów wysokiego koka. 
Robienie tatuażu trwało o wiele dłużej, niż kolczyku. Po godzinie brzęczenia maszynki przy uchu ustało. Zielonowłosa nakleiła mi opatrunek. i powiedziała.
-Chodźmy na zaplecze. Akurat zaczęła mi się przerwa i będziemy mogły porozmawiać.
Skierowałyśmy się na tyły salonu i weszłyśmy przez drzwi, których nie widziałam wcześniej. 
Usiadłyśmy na stołkach.
-Co się stało? Gdy przyszłaś do Jamy, byłaś taka nakręcona. Jakiś chłopak z naszego roku cię poderwał? - Zastanawiała się.
-Nie dokładnie z naszego roku, ale gwarantuję ci, że już go poznałaś.
-No, dawaj te newsy i mów kto to! - Wykrzyknęła tatuażystka.
-Już, uspokój się. Tym chłopakiem, a już właściwie moim chłopakiem, jest Eric. - Silvia wytrzeszczyła oczy, tak, że myślałam, że jej wypadną z orbit.
-Niemożliwe. Jeden z przywódców i nasz były instruktor jest twoim... No normalnie nie wierzę. Hmm, to E w tatuażu nie oznacza ciebie, tylko jego?
-Tak, a teraz muszę iść. Chcę wpaść do sali treningowej i trochę poćwiczyć. - Pożegnałam się i wyszłam. W parę minut byłam już w sali i zaczynałam ćwiczenia. Musiałam się porządnie przygotować do mojej nowej pracy.
Nie zorientowałam się, że ktoś wszedł do sali, dopóki nie złapał mnie w pasie. Chciałam mu się wyrwać, ale okazało się, że to trudne. Odwrócił mnie do siebie i okazało się, że tą osobą był nie kto inny jak Eric. 
-Nie zachodź mnie od tyłu, nie lubię tego. Puścił mnie i patrzył na mój kolczyk w wardze.
-Całkiem ładny, ale nie przypominam sobie,żebyś miała go w czasie naszego ostatniego spotkania.
-Bo nie miałam go. Później poszłam zrobić sobie i kolczyk i tatuaż. Uprzedzając cię, nie, nie możesz go zobaczyć. 


DWA MIESIĄCE PÓŹNIEJ
Dalej spotykałam się z Erickiem. Nasz związek rozkwitł po tym jak wszyscy dowiedzieli się o nas. Nie musieliśmy się ukrywać, chociaż szczerze my tego nie robiliśmy, tylko jakoś tak wyszło, że wiedzieli tylko nasi najbliżsi przyjaciele. Ode mnie Silvia, a od mojego ukochanego, jego przyjaciel Cztery. 
Jakoś tak się stało, że przespaliśmy się ze sobą, po dużej ilości wypitego alkoholu, po tym jak jeden z naszych znajomych świętował chyba narodziny dziecka czy coś w tym stylu. Nieważne, ważne było to, że mogliśmy się napić w towarzystwie, bo samemu tak to trochę głupio. Więc kochaliśmy się po pijaku.
Gdy się obudziliśmy, zrozumieliśmy co się stało, jednak nie zniszczyło to naszego krótkiego, ale owocnego związku. Spotykaliśmy się dalej. 
Coraz częściej ja sypiałam u niego, nie zawsze się kochaliśmy. Czasem po prostu leżeliśmy na łóżku i rozmawialiśmy, aż w końcu zasypialiśmy ze zmęczenia 

DWA TYGODNIE PRZED KOLEJNYM WYBOREM FRAKCJI.
Na stałe przeniosłam się do mieszkania Erica. 
Któregoś ranka obudził mnie mdłości, więc wstałam z łóżka i pobiegłam do łazienki. Obudziłam przy tym mojego chłopaka.
-Co się stało? Źle się czujesz? - Spytał zaniepokojony moim stanem.
-Nie przejmuj się, to pewnie zatrucie. Pójdę do naszej pielęgniarki.
Poszłam na śniadanie, ale nie miałam ochoty jeść, bo gdy tylko spojrzałam na jedzenie robiło mi się niedobrze. Wyszłam więc i poszłam do naszego małego szpitala. Po pokoju krzątała się kobieta, która podeszła do mnie, kiedy tylko mnie zauważyła.
-Co cię do mnie sprowadza?
-Dziś rano źle się poczułam i zwymiotowałam. Myślę, że to jakieś zatrucie, ale nie jestem pewna, dlatego przyszłam. - Powiedziałam i usiadłam na łóżku, na które mnie posadziła.
-Dobrze, połóż się. Mam do ciebie jedno osobiste pytanie. Uprawiałaś ostatnio seks? - Nie wiedziałam co powiedzieć. Co prawda było to 2 tygodnie temu, ale potwierdziłam. 
Odsłoniła mi brzuch i nałożyła na niego jakąś zimną maź, a potem odpaliła monitor i wzięła do ręki małe wypukłe urządzenie. Pojeździła nim po moim brzuchu, cały czas patrząc na ekran
-Tak jak myślałam. Jesteś w ciąży. - Uśmiechnęła się. - Gratuluję.
Wyszłam i skierowałam się do mieszkania. Byłam pewna, że będę sama, ponieważ Eric wraca dopiero wieczorem po siódmej. 
Co ja teraz zrobię? Jestem za młoda na dziecko, ale wiedziałam, że uprawiając seks mogę zajść w ciążę.Nie myślałam wtedy o konsekwencjach, a teraz jest już za późno. Czasu nie da się cofnąć. 
Zaczęłam płakać, a później wzięłam długopis i kartkę i napisałam.

Eric.
Zawiodłam cię. Źle zrobiliśmy śpiąc ze sobą.
Wtedy nie myśleliśmy o konsekwencjach, a teraz jest za późno
 Zostaniemy rodzicami.
Twoja Evelin

Zgięłam kartkę i położyłam na biurku. Podeszłam do łóżka położyłam się na nim. Byłam wyczerpana.
Zanim zasnęłam usłyszałam jak ktoś wchodzi do pokoju, a w następnej chwili poczułam, że coś wbito mi w ramię. Potem już nic nie pamiętam.
Obudziłam się w jakiejś celi. Nie miałam pojęcia gdzie się znajduję. Usłyszałam szczęk zamka, a w drzwiach stanęła moja matka. Co ona robi w kwaterze nieustraszonych? Chociaż, może już tam nie jesteśmy? Nie wiem.
-Witam Evelin. - Przywitała mnie chłodno, jak na erudytkę przystało. 
-Mamo? Co ja tu robię? - Spytałam, bo czułam, że długo nie wytrzymam w niepewności. 
-Wszystko ci wytłumaczę. Jesteś teraz w celi, w kwaterze Erudycji. Słyszeliśmy, że jesteś w ciąży, a ojciec tego dziecka to jeden z przywódców Nieustraszoności. 
On jedyny nie chce nam się podporządkować i musimy go, jakby to powiedzieć, skłonić do współpracy. - Powiedziała chłodno, jakby była wyprana ze wszystkich uczuć, jakimi kiedyś mnie obdarowywała. 
-Dlaczego to wszystko robicie? - Spytałam bezradna.
-W naszym mieście nie ma prawa być żadnego niezgodnego. Wszystko zepsują, zbuntują się naszym prawom. - Powiedziawszy to wyszła.
Na szczęście zostawiła na stole ubrania i pokaźny stos książek. Weszłam pod prysznic i przebrałam się w ubrania, jakie dostarczyła mi kobieta, którą jeszcze nie tak dawno uważałam za matkę, a teraz jest dla mnie obcą osobą.
Porwali mnie by szantażować Erica.
Dostałam ołówek i zeszyt, bym mogła sobie coś zapisywać. Poinformowali mnie również, że ojciec mojego dziecka, podjął z nimi współpracę.
Tego właśnie się obawiałam, że on zrobi coś czego później będzie żałować.

Siedziałam w tej głupiej celi już trzy miesiące. Brzuch był już widoczny, nawet raz zajrzał do mnie lekarz żeby sprawdzić stan dziecka.
Pewnego wieczoru usłyszałam hałas w holu przed celą, a potem dwa strzały. Chwilę później drzwi się otworzyły i stanął w nich nie kto inny jak mój przyjaciel Cztery. Gdy go zobaczyłam, wstałam z pryczy i pobiegłam się do niego przytulić. Kiedy zobaczył mnie i mój ciążowy brzuch był trochę zaskoczony, ale odwzajemnił uścisk.
-Cztery co się stało? Gdzie jest Eric? - Zaniepokoiłam się, ponieważ wiedziałam, że coś mogło mu się stać.
-Ev, to może być dla ciebie trudne i jeszcze twój stan - Skierował wzrok na mój brzuch.
-Cztery, do cholery nie pieprz mi tu o moim stanie tylko mów. Stało mu się coś? - Przełknęłam gulę w gardle i powiedziałam cichszym głosem. - Nie żyje?
-Nie Evelin. Jak na więźnia w kwaterze głównej Prawości ma się dobrze, oprócz tego, że moja dziewczyna Tris, nie znasz jej, jest, a raczej była nowicjuszką w naszej frakcji, dźgnęła go nożem w brzuch. Teraz czeka na rozprawę, na której zostanie mu wstrzyknięte serum prawdy. A teraz chodźmy muszę cię stąd zabrać. Wszyscy myśleliśmy, że nie żyjesz, a tak przynajmniej mówili nam przywódcy nieustraszonych.
Kiedy wyszliśmy z kwatery Erudycji zauważyłam, że jest ona całkowicie zniszczona. 
Szliśmy przez jakiś cas w ciszy. Byliśmy sami, na ulicy było kompletnie pusto. Doszliśmy do siedziby Prawości, weszliśmy po schodach i doszliśmy na szóste piętro.
W sali było mnóstwo postaci w czarnych ubraniach. Gdy drzwi huknęły, zamykając się, wszystkie spojrzenia skierowano na nas. Kilku twarzy nie rozpoznawałam, ale to pewnie tegoroczni nowicjusze. I pomyśleć, że to ja mogłam ich uczyć, ale niestety zostałam porwana przez własną matkę, żeby mogli szantażować Erica i w jakiejś części to przeze mnie jest teraz zraniony i oskarżony o coś. 
Zake i Silvia rzucili się na mnie i uściskali mocno, co nie było normalnym zachowaniem nieustraszonych.
-Evelin, myśleliśmy, że nie żyjesz i jeszcze ta zdrada Erica. - Powiedział brunet.
-Zake, to nie tak. On nie zdradził, był szantażowany przez Erudycję. Grozili mu naszą śmiercią. - Powiedziałam to dotykając brzucha. - A teraz, proszę zaprowadźcie mnie do niego.
-Przykro mi Evelin, ale nie zrobimy tego. On może być niebezpieczny. - Odezwała się do mnie jakaś dziewczyna o krótkich, blond włosach. - A tak poza tym, jestem Tris.
-Ach tak, to ty jesteś tą dziewczyną Cztery. Nie znasz prawdziwego Erica, a zamierzasz decydować o tym czy jest niebezpieczny. Chcę się z nim spotkać i nie obchodzi mnie zdanie jakiejś małej nowicjuszki. - Prychnęłam.
-Przyznam rację Evelin, Tris. - Odezwał się Cztery pierwszy raz od wejścia do siedziby prawych. - Nie masz pojęcia jaki on był kiedyś, a ja nie chciałem ci o tym mówić, bo nie miałem pojęcia czy kiedykolwiek wróci do stanu z przed jej... - Wskazał na mnie. - ...zniknięcia. Pozwolimy ci pójść do niego, ale cela jest monitorowana i będziemy obserwować, a w razie czego zareagujemy. 
-Dobrze, a jeśli mi nie wierzycie, że on był szantażowany możecie mi podać to serum prawdy, o ile nie zagrozi dziecku. Ale może patrzyć na to tylko kilka osób. Ty... - Wskazałam na Tris. - ...żebyś mogła zobaczyć, że nie jest on bezduszną bestią, no i oczywiście wy. - Zwróciłam się do Cztery, Zake i Silvii.
Ta głupia dziewczyna i Cztery ruszyli przodem, a ja szłam zaraz za nimi razem z moją przyjaciółką. Zeszliśmy do piwnicy, gdzie mieściły się cele. Spojrzałam na monitor znajdujący się na początku więzienia. Silvia pokazała mi kwadrat, który potem przycisnęła i powiększył się on. Zobaczyłam w ekraenie Erica, leżącego tyłem do drzwi.
-Wchodzę tam. - Nikt się nie odezwał tylko jedno z nich dało mi klucz mechaniczny. 
Weszłam cicho do sali. Eric chyba spał. Będę mogła go pierwszy raz od dawna pocałować, przytulić. Poprosiłam Cztery przed wejściem by krzyknął, żeby Eric wstał. Tak zrobił, jednak nie zauważył mnie, bo wpatrywał się z podłogę zupełnie jak nie on. 
To co przez monitor uważałam za bluzkę okazało się być bandażem. Nie no, ja coś zrobię tej Tris jak stąd wyjdę. Po minucie patrzenia się na niego odezwałam się.
-Ty, pamiętasz mnie jeszcze? - Zapytałam, a on jak na zawołanie podniósł głowę. Gdy mnie zobaczył przetarł oczy, sprawdzając czy to prawda. Podeszłam do niego i pocałowałam go, aby potwierdzić, że nie śni. Złapał mnie lekko w tali, uważając na brzuch i posadził mnie na swoich kolanach. Później najzwyczajniej w świecie mnie przytulił. 
-Moja Evelin. Nie wierzę, że do mnie wróciłaś. Odzyskałem cię, tak się bałem, że nie wrócisz. - Powiedział załamany. Przytuliłam się do niego mocniej, a on syknął z bólu. Dam popamiętać tej głupiej dziewczynie.
-Jestem już bezpieczna, nic mi się nie stanie. Jeszcze tylko cię przesłuchają i będziesz wolny. Będziemy razem wychowywać nasze dziecko. - Wzięłam jego dłoń i skierowałam ją na mój brzuch. - Razem na zawsze.
Pocałowałam go i zeszłam z jego kolan.
-Pokaż mi tą ranę.
-Ev, nie wiem czy to dobry pomysł - Gdy napotkał mój stanowczy wzrok zrobił to o co go prosiłam. Odwinął tylko kawałek, abym mogła zobaczyć ślad po dźgnięciu. Pokiwałam głową. 
-Muszę już iść, czas na mnie. - To nie była całkiem prawda. Chciałam nawrzeszczeć na tą sztywniaczkę. 
Wyszłam z celi, ona stała przy wejściu, a Cztery i Silvia dyskutowali o czymś, żywo gestykulując rękoma. Wykorzystałam sytuację, podeszłam do Tris i bez zastanowienia uderzyłam ją w szczękę prawym sierpowy,
-Jakie w ogóle miałaś prawo go dźgnąć ździro?! - Znów ją walnęłam, tylko tym razem w brzuch. Moi przyjaciele próbowali mnie odciągnąć, ale stanęłam tak, aby nic nie mogli zrobić.
-A ty co może taka święta jesteś? Jakbyś była to nie stałabyś tu przede mną z brzuchem bez ślubu z tym, tym draniem - Odwarknęła odpychając się od ściany.
-Nie masz prawa mówić o mnie rzeczy, o których nic nie wiesz. Ja mam przynajmniej podstawy do pobicia, ty żadnych. Lepiej jest mieć dziecko bez ślubu z miłości, niż ślub bez miłości, bo dziecko!
-Zabierz mnie stąd proszę, bo jeszcze ją zabiję i to mnie będziecie musieli osądzać, a nie Erica. - Zwróciłam się do swojej przyjaciółki.
Ona wzięła mnie pod ramię, poszłyśmy do pokoju, a ja położyłam się na jakimś pustym łóżku i zasnęłam. 
-Gdy obudziłam się rano, moja przyjaciółka oznajmiła mi, że za pięć minut zacznie się rozprawa Ericka pod serum prawdy. Zeszłyśmy do hali bezsercowej, gdzie na samym środku stały dwa krzesła. 
Podeszłam bliżej, chciałam widzieć dobrze przesłuchanie. Wszystkie miejsca były już zajęte, gdy nagle jakaś młoda dziewczyna ustąpiła mi je 
-Wprowadzili go i posadzili na krześle przykuwając go tam. Obok Erica pojawił się starszy mężczyzna, który wstrzyknął mu serum. Chwilę odczekał, a później zaczął zadawać serię pytań.
-Jak się nazywasz?
-Eric.
-Podaj, proszę, nazwę swojej starej frakcji. 
-Moją starą frakcją była Erudycja.
-Podaj imina swoich rodziców. 
Wiem, że nie chce tego mówić. Mi powiedział to dopiero 3 miesiące temu, nie akceptował tego co robiła jego matka. 
-Jeanine i John Matthews. - Odpowiedział z wyraźną niechęcią.
-Dziękujemy za szczerość. - Odpowiedział mężczyzna, który go przesłuchwał, a po chwili powtórzyła to reszta. 
Ktoś się do mnie nachylił, okazało się, że to Cztery.
-Wiedziałaś? - Ja tylko przytaknęłam, po czym wróciłam go słuchania.
-Dlaczego zdradziłeś swoją frakcję?
-Zrobiłem to z przymusu. Erudyci porwali ważną dla mnie osobę, a potem szantażowali mnie, że jak nie będę wykonywać ich rozkazów to ich zabiją. 
-Jak to ich? Przed chwilą powiedziałeś, że porwali tylko jedną osobę.
-Ponieważ, gdy przeczytałem list od porywaczy, znalazłem też inną, w której dowiedziałem się, że ona jest w ciąży.
-Powiedz jak nazywa się ta osoba. - Przecież i tak wszyscy już wiedzą, że to ja.
-Evelin Sparks.
Teraz pewnie zacznie się wypytywanie o osobiste sprawy.
-Jak się poznaliście?
Widziałam, że Eric zaczyna stawiać opór.
-A co was obchodzi moje życie prywatne? - warknął.
-Odpowiedz panie Matthews.
-Nie nazywaj mnie tym nazwiskiem! - Teraz Eric się wściekł.
-Dobrze, ale proszę odpowiedzieć.
-Pierwszy raz poznaliśmy się w szkole w Erudycji, a na terenie Nieustraszonych spotkaliśmy się po raz pierwszy, gdy ściągałem ją z siatki.
-Dziękujemy, to już wszystkie pytania jakie chcieliśmy panu zadać. - Przedyskutował sprawę z innymi, po czym zwrócił się do zebranych. -Ogłaszam, że pan Eric Matthews jest niewinny. 
Gdy Eric był już wolny podszedł do mnie i pocałował.
Ten czas jakoś szybko zleciał. Wróciliśmy do kwatery Nieustraszoności, ustaliliśmy nowy rząd, gdzie z każdej frakcji zostanie wybrany jeden przedstawiciel i będą oni razem podejmować decyzje.
Wróciłam na stare śmieci do mieszkania mojego i Erica.


PIĘĆ LAT PÓŹNIEJ

Urodziłam córeczkę. Nazywa się Nora. 
Z mojej pracy nic nie wyszło. Co prawda nowi przywódcy frakcji proponowali mi abym trenowała nowicjuszy, lecz odmówiłam. Wolałam zająć się Norą.
Pewnie interesuje was jak się potoczyły sprawy między mną i Erickiem.
Pobraliśmy się, a teraz ja jestem ponownie w ciąży, jednak teraz będzie to chłopiec.
Co prawda nie pracuję, ale czasami pomagam w treningach. Doradzam młodym jak się ustawić czy co robić podczas walki. Na razie zwolniłam z ćwiczeniami, ale dalej to robię. Lubię to, więc czemu miałabym przerwać? W czasie ciąży z Norą też ćwiczyłam po powrocie do kwater.

Przeszłam piekło, ale jestem szczęśliwa. Moja przyjaciółka jest w związku z jednym z tatuażystów bodajże Tory'm. Cztery nadal jest z tą wywłoką, której wciąż nie cierpię, jednak nasza przyjaźń trwa dalej

KONIEC

poniedziałek, 8 września 2014

Marzenia

O MÓJ BOŻE! Wreszcie skończyłam!! Pisałam ją niesamowicie długo, ale wreszcie skończyłam. Wyszła idealnie. Tak jak chciałam :) 
Mam nadzieję, że wam się spodoba.
_______________
Wiecie od zawsze miałam plany w życiu. Już jako 5 latka chciałam pojechać do Egiptu, Paryża czy Nowego Jorku. Potem doszło do tego poznanie idola, a jeszcze później zrobienie kolczyka, tatuażu, kolorowych włosów oraz szaleńcza miłość i jeszcze parę innych. Może moje marzenia nie są wielkie, ale nie zrobiłam żadnego z nich. Dlatego teraz po skończeniu Hogwartu, po wygraniu wojny, po stracie przyjaciół, postanowiłam je spełnić. Sprawię, że moje życie będzie ciekawsze niż poprzednie, monotonne życie Hermiony Granger. Co prawda nigdy nie mogłam narzekać na brak zajęcia będąc przyjaciółką Harrego Pottera, ale mimo to, to nie było to.
Stałam właśnie przed salonem tatuażu, który polecił mi znajomy z sąsiedztwa. Szyld był duży i czerwony, ściany budynku kremowe, a okna wielkie. Podeszłam do drzwi, po czym je pchnęłam. Nie ruszyły, dlatego spróbowałam mocniej. Dalej nic. Spojrzałam na szklane drzwi, dopiero zauważając naklejkę ''Ciągnąć''. Rozejrzałam się zażenowana. Parę osób patrzyło na mnie z rozbawieniem. No nic, trzeba już wejść. Tym razem pociągnęłam drzwi do siebie i weszłam. Pomieszczenie było spore. Po mojej prawej stała lada, po lewej krzesła dla czekających, a na przeciwko mnie znajdowały się stanowiska pracy tatuażystów. Ruszyłam do recepcji, gdzie od razu zajęła się mną krótko ścięta blondynka z tatuażami na całych rękach.
-Cześć. W czym mogę pomóc?
-Chciałabym zrobić sobie taki tatuaż na obojczyku - wyjęłam z małej czarnej torebki szkic. Dziewczyna spojrzała na niego, po czym znów na mnie.
-Dobra, poczekaj 10 minut i ktoś będzie mógł się tobą zająć.
Usiadłam na wygodnym kremowym fotelu. Zastanawiałam się czy mocno będzie mnie boleć. W końcu to igła i w dodatku wybrałam delikatne miejsce. Tak jak mówiła ta blondynka czekałam 10 minut, po czym przyszedł do mnie umięśniony tatuażysta i zaprosił na fotel. Usiadłam, a on pochylił je odpowiednio, po czym usiadł. Zdezynfekował moje odkryte już obojczyki, po czym spytał.
-Prawe czy lewe?
-Prawe - powiedziałam, a on posmarował prawy obojczyk jakąś mazią, po czym przyłożył do niego narysowany cienkopisem mój szkic tatuażu. Zaczęło się....
***
Dobra, muszę przyznać. Bolało jak cholera, ale było tego warte. Spełniłam swoje marzenie i mam przecudny tatuaż. Wyszłam zadowolona z salonu, płacąc wcześniej i ruszyłam do fryzjera. Po 20 minutach już tam byłam. Budynek nie był wielki, lecz widać było, że zadbany. Ściany koloru beżowego, niebieskie markizy i żółte elementy w witrynach. Weszłam do środka, tym razem patrząc czy powinno się pchać czy ciągnąć, po czym podeszłam do lady. Okazało się, że muszę czekać godzinę, a ponieważ byłam nieco głodna, poszłam do Starbucka naprzeciwko. Zamówiłam ciabattę z mozarellą, pomidorami i pesto. Do tego najlepsza mrożona Latte. Usiadłam przy stoliku przy oknie i czekałam na zamówienie. Po chwili przede mną stała kawa i ciabatta. Najpierw ugryzłam kanapkę. Rozejrzałam się i zobaczyłam jak w moją stronę idzie czarnoskóry mężczyzna. Uśmiechnęłam się do niego zaskoczona, a on odwzajemnił uśmiech. 5 sekund później przede mną siedział Blaise Zabini.
-Cześć.
-Cześć. Co tu robisz?
-Przechodziłem obok i zobaczyłem cię, dlatego postanowiłem się przywitać. - uśmiechnął się do mnie zniewalająco. Z Blaise'm miałam dobre stosunki odkąd przeprosił mnie i moich przyjaciół zaraz po wojnie. Przez całą powtórzeniową klasę trzymaliśmy się razem, ponieważ ani Ron, ani Harry nie wrócili do szkoły. Przyjaźniłam się także z Draco, z którym co jakiś czas pisałam. Od Blaisa ostatnio nie miałam wiadomości, ponieważ wyjechał do Bułgarii na delegację. Jak widać już wrócił.
-Dawno cię nie widziałam.
-Tak. Ostatnio się widzieliśmy pół roku temu? Chyba tak.
Pokiwałam głową i ugryzłam kanapkę. Zaczęliśmy rozmawiać o tym co teraz robimy, a gdy powiedziałam, że zamierzam zmienić fryzurę, zaproponował, że pójdzie ze mną.
Spojrzałam na zegarek i zauważyłam, że zostało nam niecałe 5 minut. Wstaliśmy i wyszliśmy z budynku, po czym przeszliśmy przez ulicę i weszliśmy do salonu fryzjerskiego. Fryzjerka była już wolna, więc weszłam do pomieszczenia. Tam wytłumaczyłam o jaką fryzurę mi chodzi i 5 minut później fryzjerka zaczęła dokonywać metamorfozy moich włosów.
***
W salonie spędziłam 1,5 godziny, więc Blaise nieźle się wynudził. Nie pozwoliłam mu zobaczyć farbowania, więc będzie zaskoczony. W końcu fryzjerka skończyła suszyć moje włosy i mogłam zobaczyć gotowy efekt. Musiałam przyznać, że wyszło lepiej niż sobie wyobraziłam. Przeczesałam włosy dłonią i lekko poprawiłam, podziękowałam fryzjerce i wyszłam z pomieszczenia. Blaise właśnie czytał jakąś gazetę dla mężczyzn i nie zauważył mnie. Chrząknęłam lekko, a on podniósł na mnie wzrok. Od razu wybałuszył oczy i podszedł do mnie.
-I jak?
-Ty się jeszcze pytasz?- spytał z poważną miną, trzymając kosmyk moich włosów między palcami - Genialnie! - uśmiechnął się
-Wiem - uśmiechnęłam się szeroko.
-Masz jeszcze jakieś marzenia?
-Kolczyk w wardze, ale to jutro. Chciałabym pójść do Disneylandu.
-W takim razie idziemy! - złapał mnie za rękę i pociągnął do wyjścia.
-Blaise! Stój! Blaise! - stanęłam, wyrywając dłoń z uścisku - Muszę zapłacić.
-No tak - powiedział po czym podszedł do lady i położył na niej pieniądze.
-Ja mam zapłacić, nie ty.
-Zapłaciłem i co? No chodź już. - pociągnął mnie do ciemnego zaułka, skąd teleportowaliśmy się do Paryskiego Disneylandu. Spędziliśmy tam cały dzień robiąc zdjęcia wszystkiemu, kupionym polaroidem.



-Blaise, chodź na lody - pociągnęłam go do budki z lodami, gdzie każdy wybrał sobie smak.
Po zjedzeniu postanowiliśmy wrócić do Anglii. Teleportowaliśmy się przed moje mieszkanie. Zaklęciem przywołałam z torebki klucze, bo wiedziałam, że inaczej nie znalazłabym ich. Weszłam i zaprosiłam Blaisa do mieszkania. Było duże i jasne. W salonie ściany były koloru bladego miętowego, a meble były białe. Na środku stała wygodna biała sofa z kolorowymi poduszkami. Przed kanapą postawiony był mały szklany stolik, a na ścianie po naszej lewej był powieszony telewizor. Wokół stały komody, a naprzeciwko nas był łuk, zamiast drzwi. Za łukiem była mała kuchnia, również utrzymana w kolorystyce biało-niebieskiej. Blaty były marmurowe, a kafelki na ścianie nawiązywały do morza. Przy ścianie wejściowej stał 4 osobowy stolik. Z salonu wychodziły jeszcze 2 drzwi. Jedne były do mojej sypialni, a drugie do łazienki. Łazienka jak łazienka. Blado-niebieskie kafelki, duża wanna z prysznicem, długi blat ze zlewem i ogromne lustro. No i jeszcze toaleta. 
Moja sypialnia była w kolorystyce szaro-białej. Ściany były szare, meble białe, a większość dodatków czerwone. Ogromne łóżko stało na środku pokoju, pod ścianą. Nad nim wisiał obraz przedstawiający czerwony zachód słońca. Po prawej od łóżka stała komoda, a dalej moje małe biurko. Teraz było zawalone jakimiś szkicami, ołówkami, a na środku stał laptop. Blaise podszedł do blatu i wziął w rękę jeden rysunek nim zdążyłam zauważyć. 
-Niezłe. Zawsze tak rysowałaś?
-Dziękuję. Chyba tak.
-No to niezły masz talent mała - dźgnął mnie w bok, śmiejąc się.
-Nie nazywaj mnie mała, bo taka to może być twoja... - znów mnie dźgnął
-Nie ładnie, nie ładnie. Musi cię spotkać kara za to, że chciałaś mnie obrazić - powiedział to z iście diabelskim uśmiechem, po czym podszedł bliżej i podniósł mnie z lekkością. Nim się zorientowałam leżałam na łóżku, zmiażdżona jego ciałem. Zaczął mnie łaskotać, a ponieważ mam niesamowicie mocne reakcje przy łaskotaniu, wsadziłam mu palec do oka. 
Blaise odskoczył i złapał się za oko.
-Auu. Dlaczego mnie bijesz, zła kobieto? - spytał patrząc na mnie rozbawiony
-Hmm, a dlaczego ty nie myślisz?
-Jesteś wredna - miał minę jak obrażone dziecko.
-Wiem. Oj, już się nie smutaj - pogłaskałam go po włosach, uśmiechając się żartobliwie, a on od razu się wyszczerzył.
-To co robimy?
-Hmm, może zrobimy sobie bombę kaloryczną i obejrzymy jakąś komedię? - spytałam
-Dobra
Poszliśmy do kuchni, gdzie kazałam Blaise'owi usiąść przy stole. Wyjęłam z zamrażarki dwa rodzaje lodów, truskawkowe i śmietankowe. Z szafek wzięłam żelki, drażetki, bitą śmietanę, karmel i inne słodycze. Postawiłam wszystko na stole.
-To nazywa się lody z polewą wszystko co znajdziesz w kuchni oprócz zlewu.
-Serio? Lepszej nazwy nie mogłaś wymyślić - parsknął śmiechem, a ja trzepnęłam go w głowę
-Oj, zamknij się.
Zaczęliśmy robić naszą bombę kaloryczną. Wyłożyłam lody do wielkiej miski i razem z Blaisem zaczęłam wsypywać tam najróżniejsze smakołyki. Śmialiśmy się przy tym do bólu, a Diabeł brudził mnie bitą śmietaną. 
-Voila! - powiedziałam kładąc przed nim ogromną michę.
-Wow! I my to mamy zjeść?
-A co pękasz?
-Nigdy! - podniósł się i złapał miskę, po czym ruszył do salonu. Podążyłam za nim i usiadłam na kanapie.
-Co oglądamy? - zapytałam
-Może jednak jakiś horror, hmm?
-Proszę nie - jęknęłam. Nienawidzę horrorów, bo panicznie się ich boję.
-No dawaj. W razie czego obronię cię przed złym stworem - wypiął mężnie pierś, a ja zaśmiałam się.
-Dobra, ale jakiś mało straszny.
Oczywiście Blaise mnie nie posłuchał i wybrał Obecność. Drżałam za każdym razem, kiedy było coś strasznego. W pewnym momencie tak się wystraszyłam, że wtuliłam się w mojego przyjaciela. Objął mnie ramieniem tak jakbym wcale mu nie przeszkadzała. Było mi przyjemnie, więc zamknęłam oczy i po jakimś czasie odpłynęłam.
Obudziłam się przyciśnięta do kanapy jakimś ciężarem. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że za mną leży Blaise, a jego ręka spoczywała na moim biodrze. Poruszyłam się lekko chcąc się wyswobodzić, ale nie udało mi się. Diabeł zacisnął mocniej dłoń na mnie i nie mogłam się już poruszyć. Wtulił się we mnie jak w poduszkę i zamruczał. Musiałam przyznać, to było słodkie. Postanowiłam jeszcze trochę poleżeć, żeby chłopak się wyspał. Po godzinie zaczęło mi się nudzić. Delikatnie odwróciłam się w stronę Blaise'a i dotknęłam nosa moimi włosami. Zaczęłam łaskotać go po twarzy końcówkami moich kolorowych włosów, a on zaczął marszczyć nos i brwi.
-Hmm... Zostaw mnie... Chcę spać... - wymruczał sennie
-Nic z tego, pospałeś już wystarczająco długo. Musimy wstać. Dziś robię kolczyk! - pisnęłam lekko podekscytowana
-Dobra, już wstaję. Ale masz mi zrobić pyszne śniadanko - powiedział z śmiesznie zmarszczonymi brwiami.
Zgodziłam się na to, dlatego poszłam do kuchni i zrobiłam nam tosty francuskie z serem. Zjedliśmy i ubraliśmy się, a później wyszliśmy z mieszkania. Znalazłam wcześniej dobre studio piercerów, więc od razu się tam deportowaliśmy.
-Gdzie robisz kolczyk?
-Nie wiem. Gdzie będzie fajny?
-Hmm, może w pępku?
-Dobra, chodź
Powiedziałam w salonie, że byłam już umówiona i usiadłam na specjalnym fotelu. Po chwili dziewczyna z kolczykami na twarzy zaczęła typową procedurę, czyli wytłumaczyła mi ryzyko i takie tam. Robienie kolczyka wcale nie bolało. Było to chwilowe ukłucie i tyle. Po 2 minutach miałam już piękny, ozdobiony pępek.
-I jak, boli cię? - spytał Blaise, gdy szliśmy ulicami Londynu
-Nie, co teraz robimy?
-Jakie masz jeszcze marzenia?
***
Popatrzyłam na Diabła jakby spadł z choinki. Staliśmy właśnie przed ekskluzywnym klubem w Nowym Jorku. Gdy powiedziałam Blaisowi, że chcę mocno zabalować od razu teleportował nas tutaj.
-I jak zamierzasz tam wejść?
-Mam swoje sposoby - uśmiechnął się ironicznie
Chciałam zobaczyć te jego sposoby, dlatego się nie odzywałam. Blaise jak gdyby nigdy nic podszedł do wejścia, a ochroniarz ku mojemu wielkiemu zdziwieniu otworzył drzwi i powiedział:
-Panie Zabini dawno pana nie widzieliśmy.
-Wiesz Greg moja praca jest wymagająca. Nie mogę wciąż przesiadywać w klubie, nawet własnym.
-A to kto? - Greg spojrzał na mnie
-Moja dziewczyna - przyciągnął mnie do siebie, a ja spojrzałam na niego jak na wariata.
-Gratuluję, a teraz zapraszam - pokazał nam drzwi, a Diabeł pociągnął mnie tam.
Gdy znaleźliśmy się w środku odsunęłam się od chłopaka i spojrzałam na niego.
-Dlaczego niby jestem twoją dziewczyną? Przecież wpuściliby mnie skoro to twój klub - powiedziałam lekko oburzona.
-Oj, taka zabawa. Chciałem zobaczyć twoją minę - uśmiechnął się wrednie
-Dobra, idziemy się bawić?
-Jasne - zaraz po tych słowach poszliśmy do baru. Oboje nie chcieliśmy się upić, więc wypiliśmy tylko 2 drinki i poszliśmy tańczyć. W tłumie zgubiłam gdzieś Blaise'a i zaczęłam tańczyć z jakimś chłopakiem. Piosenki się zmieniały i moi taneczni partnerzy również. Nagle puścili jakąś wolną muzykę. Poczułam jak ktoś łapie mnie w pasie od tyłu i obróciłam się.
-No wreszcie cię znalazłem. Mój klub jest tak duży, że nawet nie wiedziałem - zaśmiał się Diabeł.
-Zatańczy pani? - podał mi rękę, a ja ze śmiechem przyjęłam ją.
Tańczyliśmy powoli. Byliśmy blisko siebie, czułam oddech Blaise'a na policzku. Nasze oczy się spotkały i zaczęliśmy przybliżać do siebie twarze. Poczułam na ustach jego wargi i zaczęłam odwzajemniać pocałunki. Całowaliśmy się dopóki nie zabrakło nam tchu. Oparliśmy się nawzajem czołami i uśmiechnęliśmy się do siebie. Dopiero teraz zrozumiałam, że to dziwne uczucie, które pojawiało się zawsze w obecności Diabła oznacza to, że po prostu się zakochałam. Nie chciałam mu mówić. Nie, nie teraz. Może kiedyś.
***
Obudziłam się z ogromnym bólem głowy. Światło raziło mnie niesamowicie, dlatego zasłoniłam żaluzje. Położyłam się z powrotem do łóżka chcąc ponownie zasnąć, ale Blaise mi nie pozwolił.
-Wstawaj śpiąca królewno! Mamy przepiękny dzień! - na nowo odsłonił zasłonięte przeze mnie żaluzje. - Mamy mnóstwo planów.
Usiadł na łóżku, a ja zakopałam się w pościeli i odwróciłam się do niego plecami.
-Trzeba było tyle nie pić - bezczelnie się zaśmiał. Co za brak empatii! - Ale będę tak dobry i dostaniesz ode mnie magiczny... - zrobił dramatyczną pauzę -... eliksir na kaca!!
-Dawaj go - powiedziałam po czym wyrwałam mu z ręki flakonik z niebieskim płynem. Wypiłam go duszkiem i od razu poczułam się lepiej.
-Dobra, możemy iść. Za... pół godziny. - Zeszłam z łóżka i poszłam się ubierać i malować. Gdy wyszłam z sypialni poczułam zapach bekonu i jajecznicy. Chwilę później znalazłam się w kuchni i zobaczyłam Blaise'a przy patelni. Nucił lecącą w magicznym radiu piosenkę Fatalnych Jędz - Magic Work. Zaśmiałam się lekko widząc jak porusza swoim tyłkiem. Chłopak odwrócił się zaskoczony, a ja zaśmiałam się jeszcze bardziej.
-Co dziś robimy?
-Chodzimy. Pójdziemy we wszystkie znane ciekawe miejsca w Nowym Jorku.  - Wyłożył na talerze gotowe śniadanie.
Zjedliśmy śmiejąc się i rozmawiając, a później ruszyliśmy na wycieczkę. Było niesamowicie. Odwiedziliśmy parę ciekawych miejsc, świetnie bawiłam się z Blaise'm. 
Wieczorem oglądaliśmy filmy. Komedie, horrory, fantasy, wszystko.
Rano znów obudziłam się przytulona do Diabła. Zdecydowanie musimy przestać usypiać na kanapie, i to nie tylko dlatego, że bolą mnie plecy. Kiedy chłopak się obudził od razu rzucił się do przygotowanego przeze mnie śniadania.
- Dziś zostajesz sama, a wieczorem wychodzimy. Ubierz się ładnie.
- Gdzie?
- Dowiesz się wieczorem - Złapał kurtkę i wyszedł machając mi.
Cały dzień siedziałam przed biurkiem i rysowałam Blaise'a. Narysowałam mnóstwo szkiców jednak, żaden nie oddawał tego czego chciałam. Żaden nie był idealny.
Kiedy zbliżał się wieczór postanowiłam zacząć się przygotowywać. Założyłam czarną spódnicę, beżową pół-przezroczystą koszulę i czarną marynarkę. Na nogi włożyłam buty na platformie.
***

Blaise przyszedł o 20. Miał na sobie czarny garnitur, w którym wyglądał zabójczo. Na twarzy miał szelmowski uśmiech, który zawsze dodawał mu uroku. Opierał się o framugę drzwi i przeszywał mnie wzrokiem.
- Gotowa?
- Mhm.. Gdzie idziemy?
- Nie bądź taka ciekawska - pociągnął mnie za rękę, po czym teleportował nas gdzieś. Kiedy uczucie teleportacji minęło otworzyłam oczy i rozejrzałam się.
Byliśmy na dachu. Przy barierce stał stolik z dwoma krzesłami. Wokół stały różne rośliny, niektóre ozdobione żółtymi lampkami. Znikąd dochodził do mnie dźwięk spokojnej muzyki i zapach pomarańczy.
Na stole stały kieliszki i talerze.
-Blaise? Sam to zrobiłeś? I w ogóle po co?
-Tak zrobiłem to sam. Mam nadzieję, że ci się podoba, bo tutaj spędzimy naszą dzisiejszą randkę.
-R-randkę? - O MÓJ BOŻE!!
-Dokładnie - uśmiechnął się seksownie i odsunął mi krzesło.
Odwzajemniłam uśmiech, po czym usiadłam lekko przy stole. Blaise zajął miejsce na przeciwko mnie, po czym pstryknął palcami i na naszych talerzach pojawiło się jedzenie, a w kieliszkach białe wino. Pogrążyliśmy się w rozmowie. Byłam zachwycona tym wszystkim, dlatego kiedy pod koniec spotkania Diabeł zaproponował romantyczny spacer niemal się rozpuściłam.
Szliśmy obok rzeki, wokół nikogo nie było.
W końcu nie wytrzymałam i przystanęłam.
-Moje nogi więcej nie wytrzymają - stanęłam na jednej nodze i zaczęłam zdejmować buty. Przechyliłam się niebezpiecznie w prawo i poczułam jak tracę równowagę. Przygotowałam się na upadek, który nie nastąpił. Otworzyłam oczy, które zamknęłam przy upadaniu i zobaczyłam przed sobą piękne, brązowe źrenice Blaise'a. Patrzyliśmy na siebie, a brunet w tym czasie postawił mnie na nogi. Trzymałam dłonie na jego ramionach, a on swoje na moich biodrach.
-Co jest twoim następnym marzeniem? - spytał nie odrywając wzroku od moich oczu.
-Ty. - Nie myślałam nad moją wypowiedzią. Ona po prostu wyszła z moich ust.
-Miałem nadzieję, że to powiesz. -Uśmiechnął się lekko, po czym pocałował mnie namiętnie.
***
Po naszym pocałunku zrozumiałam, że tak naprawdę nie potrzebowałam kolczyka, tatuażu czy kolorowych włosów. Najważniejszą rzeczą w życiu człowieka jest miłość i cieszę się, że ja znalazłam własną. Od tamtej pory codziennie budzę się szczęśliwa. Oczywiście, w życiu każdej pary zdarzają się kłótnie, jednak najważniejsze jest umieć się pogodzić. Ja z Blaise'm to potrafimy, dlatego mamy teraz dwójkę pięknych dzieci: Espen i Mike'a.

wtorek, 2 września 2014

List.

 Witajcie Drodzy Czytelnicy!! Jesteśmy już razem z wami :) 
Jak tam szkoła? Już jakieś zapowiedzi sprawdzianów? Bo u mnie tak :(
Mam nadzieję, że wam się spodoba :) Trochę krótka.


Zostawiłeś mnie. Tak po prostu powiedziałeś, że ze mną zrywasz. Twoje szare oczy były zimne, obojętne. Ton twojego głosu roztrzaskał moje serce. Chciałam wiedzieć tylko jedno.
-Dlaczego? - Mój głos lekko zadrżał, ale nie rozpłakałam się. Nie mogłam pokazać ci jak bardzo mnie zraniłeś.
-Nigdy cię nie kochałem. Byłaś tylko zabawką.
-Rozumiem - Powiedziałam, walcząc ze łzami. Machnięciem różdżki spakowałam swoje rzeczy i teleportowałam się z twojego mieszkania. Kiedy tylko znalazłam się w moim małym mieszkanku rozpłakałam się. Kochałam Cię, ale ty mnie nie. Złamałeś moje serce, które zawsze było kruche. Wiedziałeś o tym.
Następnego dnia snułam się po mieszkaniu wciąż wspominając piękne chwile kiedy żyłam w złudzeniu. Byłeś zupełnie innym człowiekiem niż w szkole. Byłeś wrażliwy,  czuły, kochany. Wtedy zrozumiałam, że to była tylko gra. Nigdy się nie zmieniłeś.
Przez tydzień nie wychodziłam z domu, nie odzywałam się do nikogo. Dokładnie tydzień po twoim odejściu usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam je niechętnie. To była Ginny.
-Boże Hermiono jak ty wyglądasz?!
-Też miło cię widzieć Ginn. - Powiedziałam,  mimo, że wiedziałam o tym jak źle wyglądam. Nie jadłam praktycznie nic, nie czesałam się, cały czas chodziłam w piżamie. To ty doprowadziłeś mnie do takiego stanu.
-Nie możesz tak żyć Miona. Poradzisz sobie bez niego.  - Moje oczy zaszkliły się.
-Wiesz?
-Tak, Blaise mi powiedział.  On też nie pochwala działania Dracona.
Kiedy usłyszałam twoje imię nie wytrzymałam i rozpłakałam się.  Ginny została przy mnie  pocieszając.
Wtedy postanowiłam, że zamknę rozdział z twoją obecnością w moim życiu. Nie wiedziałam jednak jak trudno będzie mi to zrobić.
Wróciłam do pracy w małej księgarni i starałam się zapomnieć o tobie. Jednak ty na to nie pozwoliłeś. Zobaczyłam twoje zdjęcie z Astorią, a nad nim nagłówek.
 DZIEDZIC MALFOY'ÓW ZARĘCZONY!
Straciłam oddech i wpatrywałam się w twoje zdjęcie. Zemdlałam.
W szpitalu dowiedziałam się, że jestem w ciąży z tobą. Nasze dziecko...  Jednak ty o nim nie wiedziałeś.  Nie chciałam, żebyś się dowiedział dlatego wyjechałam do Francji. Było to ulgą, ponieważ nic mi o tobie nie przypomniało. Tak myślałam,  a jednak wciąż wspominałam twoje szare oczy. Zaczęłam nowe życie we Francji. Znalazłam pracę.
Kiedy urodziłam twojego syna, byłam najszczęśliwszą kobietą w świecie. Był zupełnie jak ty. Miał ten sam nos, oczy i włosy. Kiedy na niego patrzyłam widziałam ciebie.  Bolało mnie to, ale byłam szczęśliwa, że mam przy sobie cząstkę ciebie.
Teraz nasz syn ma 4 latka i cały czas pyta o ciebie. Mówię, że byłeś dobrym człowiekiem, w co naprawdę wierzę. Ostatnio przeczytałam, że po wielu próbach Astoria zaszła w ciążę i macie ślicznego synka. Gratuluję. Naprawdę. Mam nadzieję,  że jesteś szczęśliwy. Ja jestem mimo, że nie ma cię przy mnie.
Hermiona nigdy nie wysłała tego listu. Do końca życia kochała Dracona.

poniedziałek, 1 września 2014

Butelka

Witam was wszystkich po wakacjach. Jeśli to czytacie to znak, że wytrwaliście naszą wakacyjną przerwę.
___________________________________

-Mam tego dosyć!! - krzyknęłam.
-Przecież nic się nie dzieje Katniss. - odpowiedziała Effie
-No i właśnie o to chodzi. Igrzyska się skończyły, a my cały czas siedzimy na tyłku nic nie robiąc.
-Mała nie wiem co ci powiedzieć. Jesteśmy szczęśliwi. Ty i wszyscy żyjący zwycięzcy mieszkacie w Kapitolu. Możesz robić wszystko, tak jak to robi Peeta podróżując po świecie albo możesz tak jak Haymitch nie robić nic.
Odpowiedziała fioletowo-włosa siadając na czarnym fotelu oprawionym w skórę.
Nie wytrzymałam tego. Wiem, że nie powinnam tego robić, nie powinnam pić, ale muszę.
Kieruję się w stronę domu mojego dawnego mentora. Nasze stosunki wyszły poza normę. Nie mówię już do niego pan, nie mogę, bo nie traktuję go tak. Wchodzę bez pukania, wiem że i tak by nie otworzył bo albo by mu się nie chciało albo jest zbyt pijany by to zrobić.
Obstawiam to pierwsze, jest jeszcze za wcześnie, by był porządnie nawalony. Jest dopiero czternasta.
Weszłam i zobaczyłam, że siedzi w salonie z napoczętą butelką trunku.
-O Katniss! Jak miło! Napijesz się? - Zapytał mnie wyciągając butelkę w moją stronę.
-Chętnie. - Trochę go to zdziwiło, bo zawsze odmawiałam. Wzięłam trunek od niego z ręki i pociągnęłam porządnie. Był  mocny, ale nie tak jak się spodziewałam. Dopiero chwilę po oddaniu butelki rozejrzałam się po wnętrzu domu. Urządzony jest podobnie do mojego tylko, że dom Haymitch'a jest zawalony pustymi butelkami. Niby zagląda do niego raz w tygodniu sprzątaczka, ale nic to nie daje, bo po kilku dniach znowu jest pełno butelek.
-Mała co się stało? -Nie rozumiałam jego pytania. Zauważył to i kontynuował - Pijesz, więc to musi  być coś na prawdę poważnego. Nigdy wcześniej tak nie robiłaś. - Wyciągnęłam do niego rękę po butelkę lecz on mi jej nie dał. Wstał z fotela i skierował się do barku, z którego wyciągnął jeszcze trzy butelki. Wrócił i podał mi jedną. Otworzyłam ją zahaczając kapslem o stół i ciągnąc w dół. Zrobiłam długi łyk, a potem odpowiedziałam na zadane wcześniej pytanie.
-Tak, dużo się stało. Przyszła do mnie ta fioletowa kukła i oznajmiła, że mam zacząć coś robić jak Petta albo po jakimś czasie skończę jak ty. A mnie nie obchodzi to co ona mi karze mam ją gdzieś i teraz już mnie o nic nie pytaj bo mam wielką chęć się upić i albo to zrobię z tobą albo sama.
-Nie dramatyzuj ja też wolę się upijać w ciszy więc zapomnijmy o wszystkim. Zdrowie - podnosi butelkę a po chwili zaczyna z niej pić.
Nie wytrzymaliśmy długo w ciszy zaczęliśmy rozmawiać już dokładnie nie pamiętam o czym.
Po opróżnieniu połowy barku odezwał się.
-Już hik nie dojdziesz hik do domu hik więc dam ci pokój hik. - Wstaliśmy od  stołu zachwiałam się i zaczęło mi się kręcić w głowie.
Z trudnościami weszliśmy po schodach. Zostałam zaprowadzona do pokoju z dużym łóżkiem. Haymitch podał mi koszulę i pokierował do łazienki która była przyłączona do pokoju. Przebrałam się w jego koszulę i zostawiając ubrania na szafce wyszłam. Nie krępowałam się pewnie to z powodu wypitego alkoholu nie jestem w stanie powiedzieć co piliśmy bo było tego dużo ale w moim żołądku na sto procent znajduje się burbon i cytrynówka położyłam się na łóżku i zasnęłam jedyne co jeszcze pamiętałam to to że Haymitch kładzie się obok mnie.
Rano a przynajmniej mi się tak wydaje budzi mnie czyjś pisk. Otwieram oczy. Mam strasznego kaca.
Podnoszę się do pozycji siedzącej i okrywam pościelą. Widzę przed sobą Effie tym razem jest ubrana na żółto, włosy ma w tym samym kolorze co ubrania.
-Katniss co tu się dzieje szukałam cię przyszłam rano do twojego domu a twoja mama powiedziała że nie wróciłaś na noc. Byłam wszędzie nawet w domu Petty  myśląc że mogłaś się tam zaszyć a znajduję cię w miejscu gdzie bym nie podejrzewała cię znaleźć. Co to ma być !? -wrzeszczy.
-Ciszej - mówimy razem z moim dawnym mentorem do żółto-włosej.
-Effie to nie twoja sprawa co ja robię to jest moje życie i masz nie wchodzić do niego z buciorami.
-Och oczywiście tylko  mnie później o nic nie proś.- wychodzi trzaskając drzwiami co powoduje u mnie kolejny ból głowy - kładę się znowu na poduszkach i zasypiam.
Ty razem budzę się już na stałe odwracam głową w bok myśląc że znajdę tam śpiącego jeszcze Haymitcha lecz jego już tam nie było a jego część była posłana. Wstałam i zobaczyłam na krześle mały stosik ubrań.
Włożyłam je i zeszłam na dół lecz nikogo tam nie zastałam a na stole leżała karteczka:

Idź już matka się o ciebie martwi.


Tak też uczyniłam. Gdy już wróciłam do domu nie mogłam się na niczym skupić nie mam pojęcia dlaczego ale nie mogłam się skupić na niczym chciałam przeczytać książkę gubiłam się w zdaniach gdy pisali o przystojnym mężczyźnie ja wyobrażałam sobie nagi umięśniony tors Haymitcha.
Nie wytrzymałam długo zaledwie tydzień.
Stałam już przed drzwiami zapukałam. Otworzył mi i spytał:
-Co ty tutaj robisz ?
-Wiem że źle postępuje ty jesteś starszy ode mnie ale po naszym ostatnim spotkaniu cały czas o tobie myślałam i wydaje mi się że kocham ciebie.
On nic nie powiedział tylko mnie pocałował i wciągnął do środka.
-Też mi podobasz jestem stary ale czy zgodzisz się zostać moją dziewczyną.
Ja za odpowiedź tylko go pocałowałam

I tak o to po butelce moje życie odwróciło się do góry nogami ale nie negatywnie lecz pozytywnie i na dobre.