2 strony w
Wordzie. 761 słów.
W sumie nie
dużo, ale mi miniaturka się podoba. A wam?
Spojrzałam
na widok rozpościerający się przede mną. Stare, wysokie drzewa idealne jako
kryjówka dla wiewiórek. Zielona trawa zryta w niektórych miejscach przez dziki.
Nadgryzane grzyby. Siedziałam na środku lasu i odpoczywałam. Był rześki
poranek, tak różny od parnych popołudni. Słońce wisiało na niebieskim niebie i
grzało lekko. Odchyliłam głowę do tyłu i westchnęłam. Pozwoliłam sobie
zapomnieć o przeszłości. Liczył się tylko ten moment. Wdychałam świeże
powietrze, a moje uszy pochłaniały każdy szelest drzewa, śpiew ptaka.
Zagwizdałam krótką melodię, którą kiedyś ktoś dawno mi wynucił. Rue. Żałowałam,
że nie zdołałam jej uratować. Mogłaby teraz żyć spokojnie. Choć mi do spokoju
czasem jest daleko. Wciąż nękają mnie obrazy z Igrzysk i wojny. Doceniam to co
teraz mam. A mam Peetę i dwójkę moich dzieci: Prim i Finnicka. Peeta jest
wspaniały jednak wciąż ma ataki, które sprawiają, że nie wie co jest prawdą, a
co nie. Pomagam mu, tak samo jak on pomaga mi. Prim jest mądrą dziewczynką
uwielbiającą zwierzęta jak jej ciocia. Finnick to spokojny chłopiec
kochający czytać. Nie muszą się teraz przejmować głodem, za co jestem
wdzięczna. Jestem wdzięczna za to, że nie muszą przeżywać tego samego co my.
Mają po 8 lat i jeszcze nie wiedzą jak kiedyś wyglądało życie. Oczywiście
wiedzą, że jesteśmy tak jakby bohaterami, dzięki którym wojna się skończyła. Ja
nie uważam się za bohaterkę. Gdybym nią była, nie musiałoby ginąć tyle ludzi.
Usłyszałam
jak kosogłosy odśpiewują melodię Rue i uśmiechnęłam się smutno. Tak miałyśmy
dać sobie znak, że wszystko w porządku. Ona nie odpowiedziała. A później
umarła.
Teraz
położyłam się na ziemi i spojrzałam na chmury. Uwielbiałam to robić, ponieważ
chmury nigdy nie miały tego samego kształtu, zawsze były w ruchu i mogły szybko
zniknąć. Wiele razy wydawało mi się, że usłyszę wystrzał armaty, który ogłaszał
śmierć na Igrzyskach. Jednak to się nigdy nie powtórzy. Już nigdy nie będziemy
przeżywać tych koszmarów.
Poczułam na
ręce coś gładkiego i ciepłego. Podniosłam głowę i okazało się, że na mojej
dłoni leży mały, biały królik. Patrzył na mnie wielkimi oczami i nie zdawał się
być przestraszony. Podniosłam się i pogłaskałam go delikatnie drugą ręką.
Wydawało mi się, że to mu się podoba. Uśmiechnęłam się. Moja siostra na pewno
chciałaby mieć go w domu. Tak samo jak moja córeczka. Były do siebie podobne.
Obie dobre, obie dzielne i odważne.
Żałuję, że
Prim nigdy nie zazna miłości. Nigdy nie będzie miała dzieci i nigdy już nie
będzie się śmiać. Jej śmiech był piękny. Taki prawdziwy. Tak bardzo bym
chciała, żeby była obok mnie i zaczęła mnie przekonywać byśmy wzięły królika ze
sobą. A ja bym się zgodziła. Bo ją kochałam. Wciąż ją kocham. Z moich oczu
pociekły łzy.
-Prim…
Dlaczego musiałaś tam stać? Dlaczego nie zostałaś w trzynastce? – Zadawałam
pytania pustej przestrzeni.
Mój syn,
również ma imię po zmarłej osobie. Finnick. Podczas przebywania w Dystrykcie 13
zbliżyliśmy się do siebie, ponieważ oboje wiedzieliśmy jak to być z dala od
ukochanej osoby.
Był dobrym
przyjacielem i człowiekiem. Snow go wykorzystywał co jeszcze bardziej wzbudziło
we mnie odrazę do zmarłego prezydenta Kapitolu. Finnick został rozszarpany
przez zmiechy. Poświęcił się byśmy my mogli uciec i przeżyć. Do końca życia
będę czuła się winna. Nie tylko dlatego, że on zginął.
Również
dlatego, że zginął Cinna, Prim i wielu innych. To była moja wina, ponieważ to
ja zaczęłam wszystko podczas moich pierwszych Igrzysk. To przeze mnie Peeta i
ja mieliśmy zjeść trujące jagody.
Jednak po
części nie żałuję. Dzięki temu wielu ludzi zostało wyzwolonych i już nigdy nie
będą musieli obawiać się o to czy zostaną wylosowani na śmierć.
Wstałam,
kiedy w mojej głowie zostało przemyślane już wszystko. Co tydzień przychodziłam
w to miejsce i przypominałam sobie polowania z Gale’m i inne rzeczy. Jednak
nigdy nie pragnęłam do tego wrócić. Zostawiłam to w tyle.
Złapałam w
ręce białego królika i ruszyłam do domu śpiewając Drzewo Wisielców.
Uśmiechnęłam się na wspomnienie taty. Tęskniłam za nim.
Kiedy
weszłam do domu usłyszałam krzyki moich dzieci.
-Mamo, już
jesteś?!
-Tak,
skarbie. – odpowiedziałam mojej córce.
Primrose i
Finnick przybiegli do mnie i od razu zauważyli małe zwierzątko.
-Proszę.
Zdaje mi się, że was polubi. – podałam dzieciom królika, którego nazwały Snow,
ze względu na biel futerka.
Wzdrygnęłam
się na dźwięk tego imienia, jednak powiedziałam sobie, że to tylko imię. Nie
człowiek, który zamienił nasze życie w piekło.
Poszłam do
gabinetu Peety, w którym codziennie malował, kiedy ja byłam na zewnątrz. To
była jego terapia, a moją było myślenie w lesie. Zapukałam i weszłam. Przytuliłam
się do jego pleców nie mówiąc nic. Rozumieliśmy się bez słów.
Peeta
odwrócił się do mnie i pocałował. Później spojrzał mi w oczy.
-Kochasz
mnie. Prawda czy fałsz?
-Prawda.
Piękne. Po prostu wspaniałe. Urzekające, że tak się wyraże.
OdpowiedzUsuńWychodzi na to, że mam coś z Katniss, ja też uwielbiam chodzić po lesie i myśleć ;)
Szkoda mi biednego króliczka-Snowa. Ciekawi mnie reakcja Peety
gdy by się dowiedział jak jego dzieci nazwały zwierzątko...
pozdrawiam,
Annie
Miło mi, że ci się podoba :)
UsuńPozdrawiam,
Crazy ♥
P.s Miniaturki różnej treści znalazły się w "Polecane" na moim blogu :)
UsuńSuper miniaturka :)
OdpowiedzUsuńChoć wolę HP :)
Pozdrawiam i weny życzę :D
Dziękuję :)
UsuńCoś z Harrego być może pojawi się niedługo.
Pozdrawiam,
Crazy ♥
Cudownia miniaturka.
OdpowiedzUsuń